Nysa Odra Rugia Uznam – rowery 2021

Przed wyjazdem wyraźnie określiliśmy warunki: trasa tegorocznych rowerów MUSI być blisko, pozwalając na maksymalną mobilność, by w razie potrzeby przerwać wakacje i w krótkim czasie wrócić do domu. Wybór padł więc na szlak rowerowy, który od lat odkładaliśmy na bliżej nieokreśloną przyszłość, czyli Nysa Łużycka – Odra, kierunek oczywisty z południa na północ, tak daleko jak to będzie możliwe. Szukaliśmy plusów takiego wariantu – z jednej strony niemieckie standardy, z drugiej logistyczne pozytywy. Dla nas to była już czwarta wyprawa rowerowa do Niemiec po Dunaju, Łabie i Mozeli z Renem. Jak było? Zapraszam do lektury relacji z wyprawy: Nysa Odra Rugia Uznam – rowery 2021.

Przedłużony start

Oficjalnym początkiem naszej wyprawy ma być punkt trójstyku granic, polskiej, czeskiej i niemieckiej, w pobliżu Zittau. Wprawdzie zacząć można by zdecydowanie wyżej, w Jabloncu albo Libercu, ale ten pierwszy odcinek odrzucamy ze względu na utrudniony dojazd. Wyruszamy pociągiem z Kalisza i z przesiadką we Wrocławiu dość sprawnie dojeżdżamy do Zgorzelca. Wczesnopopołudniowa pora daje szansę, by dojechać na camping w Zittau. Nad nami chmury, pierwszy deszcz, a po przekroczeniu granicy, za Radomierzycami leje już konkretnie. Przemoczeni chowamy się w pierwszym Biergarten w okolicach Leuby, rozgrzewamy się gorącą kawą i weryfikujemy plany – postanawiamy jechać do Bogatyni, znaleźć nocleg pod dachem, wysuszyć się i kolejnego dnia skierować do Zittau.

Jeden z nielicznych odrestaurowanych domów przysłupowych w Bogatyni

W Bogatyni jesteśmy po raz pierwszy, oglądamy znajdujące się w centrum XIX-wieczne dwukondygnacyjne domy przysłupowe o bardzo charakterystycznej konstrukcji szachulcowej, wśród nich najbardziej znany Dom Zegarmistrza. Domy przysłupowe to prawdziwa perełka i chluba Bogatyni. Tych odrestaurowanych jest zaledwie kilka, ale miasto na pewno ma ogromny potencjał.

Dom Zegarmistrza w Bogatyni

Trasa z Bogatyni do trójstyku granic prowadzi początkowo drogą o dość dużym natężeniu ruchu samochodowego, dalej jest zdecydowanie lepiej. Mijamy gigantyczne wyrobisko kopalni Turów. Połączenie trzech granic to nasz punkt startu! Są flagi nad rzeką, sporo ludzi i pamiątkowe zdjęcie. Pogoda też zdecydowanie lepsza. Po krótkim błądzeniu, przez Czechy przedostajemy się na niemiecką stronę i zmierzamy wprost do Zittau, czyli Żytawy, historycznej stolicy Łużyc.

Trójstyk granic nad Nysą Łużycką w pobliżu Zittau. Tutaj jest nasz początkowy punkt wyprawy „Nysa Odra Rugia Uznam – rowery 2021”

Nysa, czyli urzekający początek

Zittau, miasto o dość skomplikowanej i wielokulturowej przeszłości, jest naprawdę godne uwagi. Podziwiamy jego architekturę, klucząc z rowerami po zabytkowym centrum, oglądamy ratusz i kościół pw. Jana Chrzciciela.

Rynek w Zittau

Na dłużej zatrzymujemy się w Ostritz w barokowym kompleksie klasztornym St. Marienthal, którego początki sięgają XIII wieku. Miejsce okazuje się nad wyraz urokliwe, zwłaszcza nieco mroczna kaplica klasztorna. Obok znajduje się winnica wysunięta najdalej na wschód Niemiec.

Klasztor St. Marienthal został założony w 1234 i istnieje nieprzerwanie do dziś. W 2006 r. zamieszkiwało go 16 zakonnic.
Wnętrze kościoła klasztoru St. Marienthal

Ciesząc się wyjątkowo leniwym początkiem wyprawy, jeszcze raz zaglądamy do znanego nam z poprzedniego dnia ogródka piwnego koło Leuby na pierwszego wursta. Wprawdzie fanami kiełbasy nie jesteśmy, ale tutaj traktujemy ją jako element lokalnego klimatu, a pierwsza parówka (!) z musztardą daje nam dużo radości.

Pierwszy Biergarten na trasie
Most kolejowy w Zgorzelcu to łukowy most kamienny o 475 m długości i 35 przęsłach

Ostatnim ważnym miejscem na trasie jest tego dnia Görlitz. Przy wjeździe do miasta podziwiamy kamienny most na Nysie Łużyckiej, jeden z czterech największych tego typu w Polsce i najdłuższy w Niemczech. Masywne przęsła efektownie odbijają się w wodzie, szkoda tylko, że światło mało fotograficzne. Na pobyt w Görlitz możemy przeznaczyć niespełna dwie godziny. Jesteśmy zachwyceni. Można się nawet spotkać z opinią, że to najpiękniejsze miasto w całych Niemczech.

Görlitz

Görlitz podobnie jak Zittau nie zostało zbombardowane podczas nalotów alianckich, kiedy to tak bardzo ucierpiało nieodległe Drezno. Jest w nim ponoć 4000 zabytków. Robimy sobie zdjęcia na tle kamieniczek na rynku, apteki ratuszowej i dwóch ratuszów. Do Kościoła Piotra i Pawła wprowadza nas jakiś tajemniczy jegomość. Z okalających go murów patrzymy na Zgorzelec – brzydszego brata Görlitz. Przechodzimy Mostem Staromiejskim, by podziwiać je z drugiej strony. Aż trudno sobie wyobrazić, że odbudowano go dopiero w 2004 roku, by połączyć obie części miasta.

Jest już późno, kiedy opuszczamy Görlitz. Rezygnujemy z poszukiwania kempingu, a zamiast nocy w namiocie wybieramy pokój w pensjonacie w Pieńsku. Bez szału, ale pod dachem. Od rana przejażdżka po maleńkim Pieńsku i ruszamy na trasę. A ta okazuje się prawdziwie malownicza. Prowadzi wzdłuż Nysy, ale często od niej odbija, wycinając zygzaki. Rzeka o zmiennym nurcie często wcina się głęboko, tworzy zakola i meandry. To miejsce spływów pontonowych i kajakowych. Sporo tu kluczenia i podjazdów, ale trasa warta jest wysiłku.

Na całej długości trasy wzdłuż Nysy i Odry towarzyszyły nam te niemieckie czarno-czerwono-żółte słupki graniczne

Główna atrakcja dnia to niewątpliwie Bad Muskau, czyli Mużaków i wielki kompleks parkowy rozciągający się po obu stronach Nysy. Teren jest rozległy, a rowery pozwalają dotrzeć w najdalsze zakamarki. Przejeżdżamy też na polską stronę parku, a potem do Łęknicy, gdzie poraża nas brzydota przygranicznego targowiska. Robi się późno.

Bad Muskau czyli Mużaków po łużycku. W tle Nowy Zamek (Neues Schloss) z XVI w.

Za Mużakowem spieszymy do Forst, by znaleźć nocleg o jakiejś sensownej porze. Na doskonałe miejsce trafiamy w Sacra. To restauracja z pensjonatem i rozległym ogródkiem dla kilku namiotów, z niezależnym zapleczem sanitarnym. Po całym intensywnym dniu zasłużenie raczymy się chłodnym piwem.

Nysa Łużycka zaskakuje przełomami, jest widoczny spory ruch kajakowo-wioślarski

Przed nami ostatni odcinek wzdłuż Nysy. Przejeżdżamy przez Gubin. To wyjątkowa sytuacja, kiedy główna część miasta rozdzielonego granicą na Odrze znalazła się po wschodniej stronie, jest starsza i wydaje się ciekawsza.

Gubin – kościół parafialny pod wezwaniem Świętej Trójcy, z połowy XV wieku – niestety zniszczony podczas wojny. W tle ratusz wzniesiony w XIV wieku, przebudowany w stylu renesansowym.

Zmierzamy w stronę ujścia Nysy do Odry. W planie dłuższy odpoczynek z widokiem na to szczególne miejsce na trasie Nysa – Odra. I znów niespodzianka – szlak rowerowy odbija nieco na zachód, w dodatku, jak na całej trasie wzdłuż granicy, znajduje się tu ogrodzenie, które chroni przed dzikami i afrykańskim pomorem świń. Czasem to masywny, drewniany płot, czasem taśma pod prądem. O dojściu do rzeki nie ma mowy. Pozostaje nam usiąść nad brzegiem Odry, skąd Nysę ledwie widać. I tak zamykamy pierwszy etap naszej podróży, Teraz Odra.

Dotarliśmy do Odry, pora na małe świętowanie

Nadodrzańskie wały

O ile ścieżka rowerowa wiodąca wzdłuż Nysy często odbijała od rzeki, to wzdłuż odry prowadzi niemal bez przerwy wałami. Jest może nieco monotonna, ale za to doskonale przygotowana i cieszy się sporą popularnością. Właściwie ścieżki są dwie – jedna na grzbiecie wału, druga poniżej.

Wygodna ścieżka rowerowa wiodąca bez końca po wałach nadodrzańskich

W Fürstenberg, na peryferiach przemysłowego miasta Eisenhüttenstadt, z daleka straszą kominy elektrowni wzniesionej w 1943, a później zniszczonej i rozebranej przez Armię Czerwoną. Po raz kolejny decydujemy się na nocleg pod dachem po polskiej stronie, w Słubicach. Każdy kolejny nocleg jest gorszy, a ten to kompletna porażka. Pensjonat Oaza – siermiężny pokój z łazienką, czyli prysznicem, bo wc o bardzo wątpliwej czystości wspólne na korytarzu, jeden czajnik na cały obiekt, na dole bar z dość specyficzną klientelą. Niestety, jest zbyt późno, by wybrzydzać, zresztą zdążyliśmy już za to zapłacić. Tłumaczymy sobie – to tylko jedna noc i obiecujemy: nigdy więcej.

Charakterystyczne, widoczne z daleka kominy ruin elektrowni w Eisenhüttenstadt

Od rana spieszymy się bardziej niż zwykle – jesteśmy umówieni w Kostrzyniu na przyjacielskie spotkanie. Przy okazji smaczny obiad w restauracji Bastion i objazd twierdzy, a potem znowu wały – równe, proste, nieco monotonne. Miejscowości niewiele, po lewej stronie rzeki pola, po prawej łąki, lasy i rozlewiska. Nad nami zbierają się chmury, ale deszcz nam raczej nie grozi. Atrakcją na trasie okazuje się Most Siekierkowski, imponujący, widoczny z daleka. Wiedzieliśmy, że ma nim prowadzić ścieżka rowerowa, ale nie przyszło nam do głowy, że już jest otwarta. Z pewnością byśmy ją wypróbowali. Niestety, na naszej trasie nie było żadnych oznaczeń informujących o możliwości przejazdu przez most.

Most siekierkowski, teraz ścieżka pieszo – rowerowa, fragment trasy Neurüdnitz-Siekierki

Z bazą noclegową nie jest tu za dobrze. Kempingów właściwie nie ma, a że zbliża się wieczór i na liczniku kilometrów sporo, decydujemy się rozbić namiot na dziko. Znajdujemy łąkę osłoniętą od trasy pasem drzew. Wieczorem przychodzą sarny, które szczekają zaniepokojone obecnością intruzów. Oszczędnie dzielimy skromne zapasy wody. Jest cicho i przytulnie, zdecydowanie lepiej niż w pensjonacie w Słubicach. A już wczesnym rankiem pojawiają się pierwsi rowerzyści. Pozdrawiamy się z uśmiechem – oni energicznie na rowerach, my leniwie przy romantycznym śniadaniu.

Nasz pierwszy nocleg na dziko

Ostatni dzień wzdłuż Odry. Przejeżdżamy na polską stronę do Osipowa. Napotkani rowerzyści opowiadają nam o niewielkim kempingu, który znajduje się w pobliżu granicy. Miejsce jest darmowe, z możliwością korzystania z toalet znajdujących się na pobliskiej stacji benzynowej. Szybko wracamy na stronę niemiecką, uciekając przed brzydotą targowisk. Schwed, Gartz i Mescherin to miejscowości dobrze znane mieszkańcom Szczecina chętnie odwiedzającym te okolice. Wielu zdecydowało się na to, by zamieszkać po lewej stronie Odry, korzystając z niskich cen nieruchomości na peryferiach byłego NRD.

Gartz – kościół św. Szczepana zbudowany na przełomie XIII i XIV wieku w stylu gotyckim, murowany. Zniszczony w 1945 r., zachowany chór i transept. Pozostawiony w formie trwałej ruiny.

Gdy docieramy do Gartz, wpadamy na pomysł, by wykorzystać okazję i zobaczyć Krzywy Las. Tyle razy czytaliśmy o nim i oglądaliśmy fotografie, że trudno byłoby przejechać obok. Mostem w Mescherin, a właściwie dwoma, przejeżdżamy na polską stronę. Droga do Gryfina jest brukowana i bardzo wyboista, obok niej równie wyboista ścieżka wyłożona kostką. Do Krzywego Lasu trzeba jechać drogą samochodową o bardzo nasilonym ruchu.

Krzywy Las

Wreszcie sam Krzywy Las – zdecydowanie przereklamowany. Prowadzi do niego piaszczysta, zaśmiecona ścieżka, a las jest zadeptany. Nie pomagają prośby na tablicach – kto może, a byliśmy tego świadkami, wchodzi na pochylone drzewa i skacze z nich. Jacyś chłopcy, zresztą pod opieką rodziców, kopali w pnie, sprawdzając wytrzymałość kory. Tą samą trasą wracamy do Gryfina. Trochę kręcimy się po urokliwym centrum. Czas pomyśleć o noclegu. Na pewno mijaliśmy kemping w Mescherin, ale postanawiamy zostać w Gryfinie. I tu zaczynają się problemy.

Informacje o tym, że w Gryfinie jest kemping, znaleźliśmy wcześniej w internecie. Przejeżdżając przez most tuż za granicą widzieliśmy tabliczkę, kierującą na pole namiotowe: strzałka i 200m. Jedziemy. Oczywiście bruk taki sam wyboisty, jak poprzednio. Tabliczka jest, ale żadnego miejsca na namioty nie ma. Kto ją postawił i dlaczego? Problem z zasięgiem, ale wreszcie znajdujemy numer telefonu. Tak, kemping jest, w OSiRze w samym centrum Gryfina. Jeszcze raz ten sam wyboisty bruk. Na polu namiotowym trawka, cisza i spokój. Jeden rowerzysta w maleńkim namiocie, jeden kamper z Holandii. I byłoby świetnie, gdyby nie zaplecze sanitarne. Toaleta jak z czasów głębokiego PRL-u. Ohyda.

Wieża widokowa w Mescherin, ostatni rzut oka na Odrę. Odbijamy od niej w kierunku na Rugię rozpoczynając drugi etap wyprawy „Nysa Odra Rugia Uznam – rowery 2021”

Na dzień dobry jeszcze raz bruk. Znamy go już na pamięć. Zaraz za mostem po stronie niemieckiej zbaczamy do wieży widokowej, z której roztacza się rozległa panorama. Na bardzo podobną wspinaliśmy się w Stützkow przed Schwedt. Tutaj rozstajemy się na dobre z Odrą.

Nowe krajobrazy Meklemburgii

Jedziemy przez bardzo rolnicze tereny Meklemburgii, mijamy Tantow, Penkun, Krackow i Löcknitz. Przejazd przez małe miejscowości to niemal zawsze próba zaprzyjaźnienia się z historycznymi brukami. W Ramin przed Löcknitz zatrzymujemy się przy małym kamiennym kościele pochodzącym z XIII wieku. Obok znajdują się stare krzyże i tablica z nazwiskami poległych w I wojnie światowej, taka jakich wiele w całych Niemczech. Gubimy się trochę w Löcknitz. Szukamy ruin zamku i wieży zamkowej, a potem ruszamy na północ.

Zamek w Penkun ostateczny kształt uzyskał w 1658 roku po zakończeniu wojny 30-letniej. Ale brama wjazdowa pochodzi z około 1300 roku.

Z Ludwigshof kierujemy się na Rieth, a stąd jeszcze raz przekraczamy granicę, by dojechać do Nowego Warpna. Niemiłą niespodzianką tuż za Rieth okazał się odcinek drogi z piaskiem po osie. Chyba trochę pobłądziliśmy. Za to Warpno – cudowne! Na kemping wygłodniali dojechaliśmy późnym wieczorem, ale mimo zamkniętego o tej porze baru udało się jeszcze zorganizować jakieś frytki.

Od rana rowerowa przejażdżka po Nowym Warpnie. Jest słonecznie, ale chłodno. Na ulicach pusto. Miasteczko jest wyjątkowo malownicze, stare, zadbane, o ciekawej historii. Aleją Żeglarzy przechodzimy na nabrzeże i starym, niemieckim kutrem rybackim przepływamy do Altwarp (16 zł/os. + 16 zł/rower). Tu znów gubimy się przez fatalne i mylące oznaczenia trasy. Za to dalej malownicza leśna ścieżka. Jedziemy na zachód wzdłuż Zalewu Szczecińskiego, dojeżdżając do trasy rowerowej, którą porzuciliśmy poprzedniego dnia.

Do Starego Warpna (Altwarp) po drugiej stronie granicy i zatoki dostaniemy się kutrem rybackim przysposobionym do przewozu turystów

Mijamy Ueckermünde, ładne wakacyjne miasteczko z plażą pełną ludzi. W Bugewitz okazuje się jednak, że trasa do Anklam wzdłuż zalewu jest z jakiegoś powodu zamknięta. Przypadkowo spotkani rowerzyści radzą, by kierować się na zachód. Trudno powiedzieć, czy zrobiliśmy dobrze. Na mapie są tu wprawdzie zaznaczone ścieżki rowerowe, ale trasa prowadzi mało ruchliwymi drogami publicznymi, wśród pól uprawnych, przez nieciekawe wsie, w dodatku zwykle brukowane. Znużeni i zmęczeni decydujemy się na nocleg na dziko, zwłaszcza że na nic innego nie możemy liczyć. Póki co mamy drogę wysypaną ostrym tłuczniem. Wreszcie trafiamy na rozległą łąkę osłoniętą drzewami. Znów towarzyszą nam ciekawskie sarny.

Urokliwe miasteczko Ueckermünde

Nasz nocleg na łące przed Griefswaldem

Rano zwijamy mokry namiot i wcześniej niż zwykle ruszamy w drogę. Jedziemy wprost do centrum Greifswaldu. Greifswald to stare miasto hanzeatyckie, co tłumaczy jego bogatą, piękną zabudowę. Przechadzamy się wśród straganów na rynku, podziwiamy niezwykłe kamieniczki, zaglądamy do trzech kościołów, wędrujemy ulicami starego miasta.

Czas biegnie, a przed nami niemało kilometrów. Jedziemy Głównym Szlakiem Bałtyckim do Stralsundu. Bruk ciągnie się przez ponad 20 km. To stara droga, obok której powstała trasa samochodowa. Tę brukowaną oddano rowerzystom. Wielkie dzięki!

Na liczniku kilometrów nie za dużo, ale jest późno. Obiecujemy sobie, że zwiedzimy Stralsund w drodze powrotnej, z czego ostatecznie nic nie wyszło. Kierujemy się na stary, zwodzony most, by jak najszybciej przedostać się na Rugię.

Mordercze bruki w drodze do Straslundu

Przez wietrzną Rugię

Kiedy rozpoczynaliśmy naszą nadodrzańską trasę, Rugię traktowaliśmy jako cel możliwy, ale nie warunek konieczny. Wiedzieliśmy, że trzeba jej poświęcić więcej czasu i uwagi. Kiedy jednak perspektywa dotarcia tam stał się realna, nie wahaliśmy się. Niestety, mieliśmy tylko dwa dni! I może za dużo było w tym przypadkowości i improwizacji wynikających z niewiedzy.

Na Rugię dostajemy się mostem zwodzonym
Pierwsze wino wypite na Rugii

Za mostem ruszyliśmy na zachód w kierunku Altefähr, zakładając, że objedziemy znaczną część wyspy zgodnie z kierunkiem wskazówek zegara. Nie ma tu plaż ani kurortów, rowerzystów też niewielu. Pierwszy nocleg znajdujemy na dużym i raczej mało przytulnym kempingu w Sührendorf. Na Rugii jest chłodno i wieje, oczywiście w oczy. Zatrzymujemy się przy średniowiecznych kościołach w Gingst i Schaprode. Interesujący wydaje się zwłaszcza ten drugi, pod wezwaniem św. Jana, z zachowanymi elementami romańskimi. Centralna część wyspy to tereny rolnicze, a pejzaż wydaje się nieco monotonny.

Promem przeprawiamy się na północną, niedostępną część wyspy, Wittow, jednak ograniczony czas nie pozwala na to, by dotrzeć do Arkony – przylądka wysuniętego najdalej na północ Rugii. Szkoda, bo ominęło nas sporo atrakcji: miejsce kultu słowiańskiego boga Świętowita, latarnia morska i stara rybacka wioska Witt. Przez wąską mierzeję Schaabe zmierzamy ku wschodniej części wyspy. Sporo tu podjazdów, co przy ostrym wietrze nieźle daje się nam we znaki.

Prom w Wittiwer przewozi nas na północną część wyspy.

Przed nami jedna z największych atrakcji Rugii – Park Narodowy Jasmund. Docieramy krótko przed zamknięciem kasy, więc płacimy tylko 50% ceny biletów – po 5 Euro. Zdaje się, że po zamknięciu też można wejść. Fotografujemy się przy słynnych Kredowych skałach na Rugii Friedricha, a na szczycie, na krawędzi wysokiego klifu, gdzie obecnie znajduje się taras widokowy, konfrontujemy imponujący pejzaż z wizją malarską. Cóż, Friedrich wyraźnie dodał swemu dziełu ekspresji, „zagęszczając” krajobraz i zamykając w nim kilka postaci w symbolicznych pozach.

Skały kredowe na Rugii namalowane przez Caspara Davida Friedricha w 1818
Skały kredowe na Rugii

Coraz bardziej zdeterminowani późną porą, niecierpliwie rozglądamy się za noclegiem. Przed Sassnitz trafiamy przypadkowo na osobliwy kemping, którego atrakcją (chyba) miało być składowisko starych hanomagów, ciężarówek pomalowanych w barwy militarne (Naturerlebniscamp Rugen – Ferienheim Birkengrund). Kemping mimo wysokiej ceny okazał się dość siermiężny, ale za to z wygodnym dostępem do prądu, co w innych miejscach wcale nie było takie oczywiste, bezpłatną kawą i ciepłymi bułeczkami na śniadanie. Ponoć przygotowywał je dość ekscentryczny szef pola namiotowego. No i atmosfera zdecydowanie swobodniejsza niż na innych niemieckich kempingach, o czym zdecydowało pewnie towarzystwo bardzo wielonarodowościowe.

Drogi na Rugii

Wschodnia cześć Rugii jest pełna różnorodnych atrakcji. Jedną z nich jest wybudowany przed II wojną światową gigantyczny ośrodek wypoczynkowy i szkoleniowy dla 20000 osób w Prora, oczywiście z przeznaczeniem dla nazistów. Z jednego z budynków wychodzi akurat gromada dzieci z walizkami – pewnie spędzały tu wakacje. Jedziemy wzdłuż morza i ciągnących się wielokilometrowych plaż odgrodzonych od drogi pasem lasu. Przedostanie się tam z rowerem i ciężkim sakwami to spory wyczyn ze względu na ścieżki pełne nadmorskiego piasku. Niedaleko Binz podjeżdżamy do zamku Granitz – ostry podjazd po bruku, gdzie nie dają rady solidne niemieckie elektryki, dla nas jest wyzwaniem i próbą sił. Co, my nie podjedziemy!

Późnoklasycystyczny zamek myśliwski Granitz (1837-1846/51) położony jest na południe od Binz na górze Tempelberg

Czasu mamy coraz mniej, południowo-wschodnią część wyspy zostawiamy więc na kolejny przyjazd, a teraz wzdłuż morza kierujemy się na zachód. Trzeba zdążyć na prom w Glewitz i jeszcze poszukać noclegu. Pozwalamy sobie jeszcze na dłuższy odpoczynek w urokliwej letniskowej miejscowości o zabawnej nazwie Gross Stresow, a potem przez Putbus i Garz spieszymy do Glewitz na prom do Stalbrode. Nie ma szans na powrót do Stralsund. Szkoda, bo w ten sposób ominęliśmy ważne miasto na trasie naszego wyjazdu.

Groß Stresow, tam zjedliśmy najlepszy wurst na szlaku, no i piwo było super
Rugię opuszczamy promem w Glewitzer

Powrót wzdłuż Bałtyku

Drogę do Greifswaldu pamiętamy aż za dobrze. To kostka brukowa i żadnej alternatywy. Niestety, nie ma też kempingu. Zmęczeni dojeżdżamy do pola namiotowego w Wieck na peryferiach Greifswaldu, ale po 20.00 nie ma mowy by dostać się do środka. Nieuprzejmy głos w telefonie mówi: geschlossen i koniec. Zapada zmrok i robi się coraz beznadziejniej, bo miejsca, by rozbić namiot na dziko najzwyczajniej nie ma. Wreszcie 4 m2 za polem kukurydzy, są trzcina i parę drzew. Jest cicho i „nastrojowo”, trafiła się nawet jakaś dorodna sarna, zaskoczona namiotem na jej terenie.

Super miejsce noclegowe na skraju pola kukurydzy.

Nad morzem zwalniamy tempo. W miejscowości Lubmin pozwalamy sobie na spacer po molo. W Wolgast, dawnej siedzibie książąt pomorskich, przedostajemy się na wyspę Uznam i tu najpierw odwiedzamy Peenemünde, legendarne miejsce produkcji rakiet V2.

Muzeum w Peenemünde na wyspie Uznam poświęcone budowie rakiet V2

Kempingów na Uznam jest bardzo dużo. Ciągną się kilometrami wzdłuż trasy i są przepełnione. Okazuje się, że należało dokonać wcześniejszej rezerwacji. W Zinnowitz znajdujemy miejsce tylko dlatego, że mamy bardzo mały namiot. Pan z obsługi pola prowadzi nas najpierw długo, długo do wyznaczonego miejsca, a potem wskazuje kawałek piachu między linkami innych namiotów. Rozbawieni są wszyscy, także ci, którym mamy wbić szpilki w przedsionku. Podładowanie telefonów w takim tłumie też nie jest proste. No ale tutaj trudno myśleć o noclegu na dziko.

Na molo w Zinnowitz
Ostatnie piwo pite w Niemczech, tym razem na plaży w Ahlbeck. Jakżeż smakowało.,..,,

Z Zinnowitz do Świnoujścia, mety naszej wyprawy, mamy już niedaleka. Trasa rowerowa prowadzi przez nadmorskie kurorty i jest naprawdę malownicza. Są też krótkie, ale bardzo ostre podjazdy, na których nasze rowery znów radzą sobie lepiej niż elektryczne. Jeszcze chwila relaksu na plaży, Ahlbeck i… Świnoujście. Potem już tylko wieczór w Szczecinie, powrót pociagiem i ostatni rowerowy odcinek z Koła do Turku – w zimnym ulewnym deszczu. Deszcz jak klamra otwierał i zamykał cały nasz wyjazd.

Granicę przekraczamy pomiędzy Ahlbeck a Świnoujściem, gdzie kończymy wyprawęNysa Odra Rugia Uznam – rowery 2021

Podczas wyprawy przejechaliśmy w 14 dni 1152 km. Korzystaliśmy z:

  • – mapka wyprawy znajduje się tutaj
  • – więcej zdjęć z wyprawy „Nysa Odra Rugia Uznam – rowery 2021” dostępnych jest tutaj

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *