Dolinę Baryczy penetrowaliśmy na rowerach w roku 2009, Tereny wydały się nam superatrakcyjne, więc po 13 latach wracamy z zamiarem eksploracji innych części rejonu niż poprzednio. Najważniejszym celem w Dolinie Baryczy są stawy milickie, kompleks 285 stawów (powierzchnia 77 km2) założonych przez cystersów już w XIII wieku. Obecnie stanowią one największe w Europie centrum hodowli karpia. Cystersi częściowo wykorzystali niecki po wydobyciu rudy darniowej, zresztą do tej pory w okolicy można zauważyć wiele tzw. „żelaznych domów”.
Dolina Baryczy to miejsce doskonałe dla miłośników ornitologii, z wież obserwacyjnych można śledzić prawie 300 gatunków ptaków. Ale cieszy też rowerzystów – w całym rejonie są dziesiątki kilometrów tras rowerowych, najciekawsze z nich zostały poprowadzone po torach zlikwidowanych linii kolejowych. My zdecydowaliśmy się przejechać te tereny mniej więcej w osi wschód – zachód, a więc od Antonina do Żmigrodu. W sumie przez 5 dni przejechaliśmy na rowerach 435 km.
Dolina Baryczy – dzień pierwszy – dojazd
Na wschodni kraniec Doliny Baryczy do Antonina docieramy rowerami przez Błaszki, Grabów nad Prosną i Mikstat.
Antonin jest niewątpliwie ciekawym celem turystycznym ze względu na pałac myśliwski wzniesiony w I połowie XIX wieku przez księcia Antoniego Radziwiłła. Wieczorem udało się nam objechać imponujący park i ugasić pragnienie na pałacowym tarasie, zaś gruntowniejsze zwiedzanie pozostawiliśmy na następny poranek.
Dolina Baryczy – dzień drugi – spotkanie z regionem
Wracamy do pałacu, po drodze odwiedzając mauzoleum neoromańskie wzniesione z inicjatywy księżnej Ludwiki, córki Antoniego Radziwiłła, a rozbudowane później przez księcia Ferdynanda, wnuka Antoniego. W jego podziemiach spoczywali członkowie rodu Radziwiłłów.
Pałac w Antoninie został zaprojektowany przez Karla Friedricha Schinkla i stanowi bardzo interesującą konstrukcję budowlaną. W centrum ogromnego salonu przyciąga uwagę solidny ośmioboczny komin, który pełni funkcję konstrukcyjną, wspierając strop na czwartej kondygnacji z promieniście rozchodzących się belek. Komin zdobią poroża jeleni o imponujących rozmiarach. Cóż, to przecież pałac myśliwski. Całość wygląda jak budowla drewniana, ale ściany wykonano z muru pruskiego, następnie od wewnątrz ocieplono je torfem, a z zewnątrz obito sosnowymi balami. Najważniejsze, że teraz jest to obiekt otwarty, z czego skorzystaliśmy, chodząc po piętrach i zaglądając na przykład do sypialni Chopina. Powszechnie wiadomo, że młody Fryderyk przebywał w Antoninie w 1827 i 1829. Z tego względu dziś pałac jest miejscem różnego rodzaju imprez i konkursów pianistycznych.
Przez antonińskie lasy, nieopodal kompleksu stawów, kierujemy się w stronę Sulmierzyc, które nie leżą wprawdzie w Dolinie Baryczy, tylko na jej obrzeżu, ale są niewątpliwie interesującym punktem na mapie Wielkopolski z bardzo ciekawą historią jako miasta pogranicza. Najciekawszym obiektem miasta jest unikatowy ratusz miejski z I połowy XVIII wieku, drewniany, otynkowany, z opartym na filarach, czterospadowym dachem, z cebulastą wieżą i drewnianymi schodami. Tutaj też umówiliśmy się z Jurkiem, który dojechał nam naprzeciw z Milicza. Przez kolejne 2 dni będziemy jeździć razem.
Bierzemy kierunek na południe, po kilkunastu kilometrach pierwszy raz przecinamy rzekę Barycz, która stanowi również popularny szlak kajakowy. Naszym celem jest winnica De Sas w Czeszycach – tak, tak, ten region również słynie z takich upraw. Niestety, okazało się, że winnica jest tego dnia zamknięta. Z ornitologią u nas słabo, ale na Wieżę Ptaków Niebieskich weszliśmy, aby podziwiać piękny widok na staw Grabownica. Pojęcie „staw” jest trochę mylące, albowiem stawy w tym rejonie wyglądają jak spore jeziora z zatokami i wysepkami.
Na obiad w Grabownicy oczywiście zamawiamy karpia, zwłaszcza że w każdej restauracji jest on przygotowywany na wiele sposobów. I okazał się naprawdę wyborny – pieczony w piecu, z sosem kurkowym. Dość powiedzieć, że Mariola unikająca karpia nawet w Wigilię tutaj wsunęła go z wielkim apetytem.
Jesteśmy na „Kolorowym szlaku karpia po Dolinie Baryczy”, gdzie w różnych atrakcyjnych punktach zostało rozstawionych 30 dużych figurek tej ryby. My sfotografowaliśmy się chyba z siedmioma, więc wiele miejsc jeszcze przed nami. Ścieżką rowerową poprowadzoną po torach kolejki wąskotorowej docieramy do Rudy Milickiej, skąd odbijamy na północ, aby przejechać kilkukilometrową długą groblą przecinającą Rezerwat Stawy Milickie. Do Milicza wjeżdżamy od północy.
Zbliża się wieczór, gdy dojeżdżamy do Milicza, więc dziś już tylko jeden z ciekawych punktów miasteczka – kościół pw. św. Andrzeja Boboli. Zbudowany w 1709 jako jeden z 6 tzw. kościołów Łaski, w wyniku konwencji altrandsztadzkiej, na mocy specjalnego zezwolenia cesarskiego. Było to ustępstwo cesarza wobec śląskich ewangelików. Po II wojnie światowej i wysiedleniu ludności niemieckiej w 1945 roku został przejęty przez państwo i przekazany Kościołowi Katolickiemu. Jest w doskonałym stanie, a jego wnętrze wyróżniają charakterystyczne dla kościołów protestanckich empory.
Dolina Baryczy – dzień trzeci – ścieżka rowerowa im. Ryszarda Szurkowskiego
Od rana zwiedzamy ruiny zamku i pałac w Miliczu. Zamek został wybudowany w XIII wieku, pozostały po nim jedynie ruiny. Za to w dobrym stanie pozostał pałac klasycystyczny wybudowany pod koniec XVIII wieku jako rezydencja rodu Maltzanów według projektu Karola Geisslera. Maltzanowie władali pałacem do końca II wojny, aktualnie mieści się w nim Technikum Leśne. Pałac otacza spory zabytkowy park angielski.
Przed wyjazdem na trasę odwiedzamy jeszcze Muzeum Bombki, które powstało na terenie dawnej fabryki bombek. To bardzo ciekawe miejsce zaaranżowane jako Kreatywny Obiekt Multifunkcyjny – taki nowoczesny dom kultury. W muzeum można zobaczyć ponad 6000 bombek ręcznie malowanych, pochodzących z różnych okresów funkcjonowania fabryki, w różnych stylach i kształtach. Bombki dla Disneya były po 200 $ za sztukę. Zainteresowała nas również sala poświęcona Druhowi Bolkowi czyli Bolesławowi Zajiczkowi, który bez rąk przejechał na rowerze dziesiątki tysięcy kilometrów w Polsce i za granicą, brał udział w wielu maratonach, biegał też na nartach.
A teraz przed nami ścieżka rowerowa im. Ryszarda Szurkowskiego, który pochodził z tych stron – w Miliczu zaczął trenować kolarstwo. Trasa została zorganizowana w miejscu zlikwidowanej kolejki wąskotorowej i sięga od Grabownicy poprzez Milicz do Żmigrodu i Trzebnicy. Nawierzchnia jest asfaltowa, betonowa lub szutrowa. W miejscach przystanków kolejowych zostały przygotowane punkty odpoczynku z wiatami, stoliczkami, ławkami, a wszystko to czyste, zadbane, solidne i po prostu ładne. Droga prowadzi w większości przez lasy – naprawdę, raj dla rowerzystów. W moim mieście Turku jak i całej gminie nie ma ani jednego metra ścieżki rowerowej o podobnym standardzie.
Dziś naszym celem jest Żmigród. Prosto ze ścieżki rowerowej wzdłuż Baryczy trafiamy do pałacowego parku. Znajdujące się tu ruiny to pozostałość fasady barokowego skrzydła tzw. nowego pałacu powstałego w XVIII wieku na miejscu XIV-wiecznego murowanego zamku. Właścicielami majątku był ród von Hatzfeldt. Rezydencja została spalona przez Armię Czerwoną w 1945. Obok pałacu stoi baszta z 1560 roku, która była zbudowana jako obronna wieża mieszkalna.
W drodze powrotnej do Milicza zajrzeliśmy jeszcze do Sułowa, gdzie znajduje się kościół Matki Bożej Częstochowskiej (kościół pomocniczy należący do parafii Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Sułowie). Jest podobny do tego w Miliczu – o konstrukcji szkieletowej, kiedyś był świątynią protestancką, a ufundowali go Sofia i Sylvius von Burghaus w II połowie XVIII w.
Dolina Baryczy – dzień czwarty – do winnicy
W pięknej słonecznej pogodzie już bez Jurka wyruszamy z Milicza kolejkową ścieżką rowerową w kierunku wschodnim. W Grabownicy odbijamy na południe do Krośnic, aby spędzić trochę czasu w Winnicy Anna. Znakomite, chłodne białe wino – nektar dla podniebienia w upalny dzień. Kilka następnych butelek pakujemy do sakw, by obdarować nimi najbliższych. (A można było zamówić przez internet!) Dalej będziemy jechać zdecydowanie bardziej obciążeni.
Z Krośnic już zdecydowanie obieramy kierunek powrotny, aby do wieczora dojechać do Ostrowa Wielkopolskiego, gdzie mamy zarezerwowany nocleg. Ostrów leży na obrzeżach tej krainy, Barycz przepływa przecież przez Odolanów w powiecie ostrowskim.
Dolina Baryczy – dzień piąty – powrót do domu
Z Ostrowa obieramy kierunek na zamek w Gołuchowie, wzniesiony w połowie XVI wieku jako renesansowa rezydencja obronna. Kawa, ciasto, przejażdżka po ogromnym parku i dalej w drogę. Po drodze Jedlec i kościół pw. św. Floriana, który jest przykładem budownictwa o konstrukcji szkieletowej z wypełnieniem ceglanym i glinianym, nieoczywistej w naszym rejonie. I w Piątku Wielkim miła niespodzianka – drewniany kościółek, jeden z 15 spośród znajdujących się na Szlaku Kościołów Drewnianych Ziemi Kaliskiej był otwarty!
Dolina Baryczy – podsumowanie
Przez tych kilka dni spenetrowaliśmy jedynie mały fragment tego regionu, więc opuszczając go, mamy świadomość, że trzeba tu wrócić, poszukując nowych szlaków i smaków.
Podczas wyjazdu korzystaliśmy z powodzeniem z nawigacji Komoot i Mapy.cz
Bardzo pomocne były 2 mapy papierowe w skali 1:70000 wydawnictwa galileos.pl:
Dolina Baryczy – część wschodnia i zachodnia
Hej! Piękna relacją. Byliśmy w tych okolicach kilka dni rok temu z bazą w Rudzie Sulowskiej. Dla rowerzystów zwłaszcza takich 60 plus to istny raj. Ścieżki ekstraklasa, a przyroda także super. Pozdrowienia.
Brawo. Jesteście dla mnie inspiracją.