Lato 2007 w Burgundii i nad Loarą. Nasza druga zagraniczna wyprawa rowerowa, więc budząca niemałe emocje. Przedsięwzięliśmy ją razem z Gomółkami i w ostatnią sobotę czerwca ruszyliśmy dwoma samochodami w kierunku zachodnim. Poniższa relacja powstała na podstawie dziennika podróży prowadzonego przez Adasia: „Francja – Burgundia i Dolina Loary”.
Po prawie 30-godzinnej podróży zameldowaliśmy się u państwa Bouzreau, właścicieli winnicy w Meursault. Tam zostawiliśmy samochody i spędziliśmy pod dachem pierwszą noc wyprawy. Tutaj też powróciliśmy na ostatnią.
Dzień 1 – 35 km. Po degustacji miejscowego wina ruszamy jeszcze pustymi rowerami na wycieczkę po okolicy docierając do Beaune, stolicy burgundzkiego winiarstwa.
Miasteczko otacza winiarski region Côte de Beaune, który przoduje w produkcji czerwonego wina. Po objeździe zachodzimy do Kolegiaty Notre-Dame de Beaune i drogą pomiędzy winnicami wracamy do Meursault.
Jeszcze spacer, zachwycamy się wąskimi uliczkami, kamiennymi budynkami i parkami ze starymi drzewami.
Dzień 2 – 54 km.
Teraz tak naprawdę zaczynamy naszą trasę rowerową: „Francja – Burgundia i Dolina Loary”. Początkowo między winnicami, a później już wiele godzin tylko pod górę – prędkość od 5 do 10 km/godz. Pod wieczór zjazd do Autun, miasta założonego przez Rzymian. Rzymski amfiteatr, bagietki i camping.
Dzień 3 – 78 km. Trochę pokręciliśmy się po Autun, zwiedzamy romańską katedrę św. Łazarza (Cathédrale Saint-Lazare). Świątynia ta wzniesiona została w pierwszej połowie XII wieku na wzór kościoła opactwa benedyktyńskiego w Cluny i robi wrażenie.
Przejechaliśmy też pod rzymskimi akweduktami, a później ruszyliśmy w kierunku Loary wzdłuż jej dopływu, rzeki L’Arroux. Dzięki takiej opcji uniknęliśmy ostrych podjazdów. Spaliśmy na campingu w Digoin pod platanami, kilkanaście metrów od Loary.
Dzień 4 – 89 km. Dalej staramy się kierować wzdłuż Loary bądź też prowadzących równolegle kanałów. Oczywiście dzień zaczynamy od zwiedzania Digoin, w tej części Francji każde miasteczko ma bogatą historię, niepowtarzalny klimat wąskich uliczek, stare kościoły i oczywiście jest warte dłuższego pobytu. My musimy krótko – objechać dookoła, zrobić kilka zdjęć i w drogę. Pierwszy raz widzimy skrzyżowanie kanału z rzeką, później takie budowle zobaczymy wielokrotnie.
Pięknych miasteczek po drodze jest co niemiara, tego dnia największe wrażenie zrobiło Bourbon-Lancy.
Bagietki kupujemy w Cronat, po drodze Minia zalicza bliższy kontakt z asfaltem. Oczywiście na łące przerwa na lancz.
Dzień kończymy w Decize na przepięknie położonym campingu w widłach rzek Loary i L’Aron. Jeszcze wieczorem spacer po miasteczku i platanowych alejach.
Dzień 5 – 93 km. Od rana jeszcze tylko VII-wieczny kościółek i ruszamy wzdłuż Loary.
Zbliżamy się do Circuit de Nevers Magny-Coursn – toru wyścigowego, gdzie następnego dnia miał się odbyć wyścig Formuły 1. Akurat zaczynały się treningi i ryk bolidów było już słychać z odległości 10 km. Niestety Adasia nie wpuścili nawet na chwilę na widownię, więc Kubicy nie zobaczył. A przed wejściem na tor prawdziwie jarmarkowo-odpustowa atmosfera – stragany, gadżety itp.
W Nevers imponująca katedra St. Cyret Ste Juliette i w drogę. Camping w La Charite.
Dzień 6 – 75 km. Oczywiście krótkie zwiedzanie, katedra, targ, zakupy, pierwsze lody.
Później wzdłuż kanału do Sancerre. To piękne miasteczko na wzgórzu otoczone winnicami było widoczne już z daleka. Droga wiodła stromo, zakosami pod górę.
Pokręciliśmy się po uliczkach, podziwialiśmy rozległe widoki, weszliśmy do kościoła. Jadąc dalej wzdłuż kanału napotkaliśmy małżeństwo odchodzące 50. rocznicę ślubu w tym samym samochodzie, którym jechali do ślubu. W Briare kanał Loary przecina rzekę najdłuższym takim mostem w Europie. Widok zgoła imponujący, w dole szeroka rzeka, a górą po moście suną mniejsze i większe jednostki pływające. Na moście spotkaliśmy dużą rodzinę hinduską, byli chyba jedynymi na wyprawie, którzy mówili dobrze po angielsku.
Rozbijamy namioty kawałek za Briare, na dziko, na wysokim brzegu Loary.
Dzień 7 – 100 km. Po porannym deszczu pogoda się poprawiła i mogliśmy wyruszyć. Jak Loara to trochę zamków – najpierw château de Saint-Brisson , potem ładniejsze w Sully.
W Saint Benoit weszliśmy do opactwa benedyktynów. Bardzo mroczny wystrój, ciemna krypta i kontemplacyjny nastrój za sprawą śpiewu mnichów. W Châteauneuf obiadek w parku. Do Orleans dojechaliśmy ruchliwą drogą. Po drodze jeszcze zwiedziliśmy katedrę Św. Krzyża i wyjechaliśmy za miasto, aby rozbić namioty na dziko nad rzeczką Loiret.
Dzień 8 – 112 km. Żegnamy się z Loarą i odbijamy na wschód. Jeszcze raz przejazd przez Orleans, wywrotka Marioli na ruchliwej ulicy, na szczęście bez konsekwencji, katedra.
I jak zwykle z ulgą opuszczamy duże, ruchliwe miasto. Loury, Neuville i dalej na wschód z wiatrem. Wieczór w Montargis i nikt, nawet policja nic nie słyszał o jakimkolwiek campingu. Na szczęście camping się znalazł niezbyt daleko, na przedmieściach w Châlette.
Dzień 9 – 88 km. Pogoda w Francji nas nie rozpieszczała i tego ranka padało. Zakupy w Intermarche, a pani w kasie dziwi się, po co tyle bagietek. W brzydkiej pogodzie przejeżdżamy przez Château-Renard, potem długie podjazdy do Toucy i do Auxerre, gdzie przy stadionie znajdujemy camping.
Prognozy pogody prezentowane na campingu nie nastrajają optymistycznie. Gdzież ta słoneczna Francja?
Dzień 10 – 89 km. Auxerre okazało się przepięknym miastem, wąskie uliczki, domy w zabudowie szachulcowej, katedra.
W zmiennej pogodzie dojechaliśmy do Chablis, miejsca słynącego z produkcji wyśmienitego, białego wina. „Obiad” zjedliśmy w Noyers, które jest zaliczane do grona najpiękniejszych miejscowości w Burgundii. Na nas także zrobiło ogromne wrażenie. Ponad tysiąc lat historii, stare domki, często pokrzywione, pozapadane. Niezapomniany klimat, spokój, mało turystów.
Ostro podjeżdżając, kierujemy się na wschód. Trochę stoimy na wiadukcie, podziwiając pociągi TGV. Do Aisy zjeżdżamy w okropnym deszczu.
Miły staruszek otworzył nam bramę, abyśmy mogli trochę się schronić przed deszczem. Nocleg w Montbard na campingu, na którym, jak to często we Francji bywa, bezpłatny basen. Po raz kolejny nie skorzystamy.
Dzień 11 – 80 km. Od rana zimna, francuska pogoda. Przez Venarey do Sombernon. Ostatnie wiele kilometrów to uciążliwa wspinaczka.
Później przez Mesmont i Pralon ostry zjazd. Ostatni odcinek jechaliśmy już superścieżką rowerową, prowadzącą wzdłuż kanału.
Przed Dijon na łączce rozbiliśmy namioty, na dziko tym razem.
Dzień 12 – 73 km. Wzdłuż kanałów do samego Dijon. Sporo zwiedzania. Kościół Notre-Dame, pochodzący z XIII wieku. Jego charakterystyczna fasada zapełniona jest licznymi, zdobiącymi ją gargulcami. Katedra św. Benigna, Pałac książąt burgundzkich, ścieżka Sowy. „Stare Dijon” (historyczne centrum miasta) zachowało liczne dawne budynki, pałacyki, domy burżuazji, a także skromniejsze domostwa, które nadają urok ulicom centrum. Tylko trochę za duży szum i ruch. Wyjeżdżaliśmy na południe szlakiem winnic bardzo ruchliwą drogą.
Po drodze jak zwykle bagietki, ser i wino. Koniec wyprawy, a my cieszymy się pierwszym ciepłym, słonecznym dniem. Przez Beaune docieramy do Mersault, gdzie kończymy naszą wyprawę 'Francja – Burgundia i dolina Loary”, w sumie 12 dni jazdy i 966 kilometrów przejechane. Korzystaliśmy z map Marco Polo w skali 1:300000 oraz regionalnych wydawnictw otrzymywanych w informacjach turystycznych.
Następnego dnia pakujemy rowery na dachy samochodów i kierunek dom.
Więcej zdjęć z wyprawy rowerowej „Francja – Burgundia i Dolina Loary” jest tutaj, również można rzucić okiem na mapę trasy.
Wnioski Adasia z wyprawy:
- Francja wcale nie jest ciepłym i słonecznym krajem.
- Francuzi to zombie – wieczorem w miasteczkach zamiera wszelki ruch.
- Francuzi mają dużo wolnego czasu, chodzą do tych swoich bulanżerii po każdą bagietkę oddzielnie.
- Francuzom nie chce się uczyć języków, wolą skubać i myziać bagietki.