Gauja – spływ kajakowy na Łotwie (2008r.)

Mimo iż wydawnictwo Pascal wydało przewodnik dla kajakarzy „Gauja” autorstwa Jana Kramka, nie jest to bardzo popularny kierunek wśród naszych turystów. Jednak Mirasek z powodzeniem podjął się organizacji naszego rodzinnego spływu właśnie na tej rzece. Największą trudnością okazała się odległość do potencjalnego punktu startu – znacznie ponad 1000 km. Więc przyszło nam jechać ponad 500 km na Suwalszczyznę, by po nocy w Budzie Ruskiej wsiąść w Maćkowej Rudzie do dwóch busów, które razem z kajakami zabrały nas na kolejne 500 km na północ Łotwy, gdzie zaczynaliśmy spływ. W naturalny sposób udziela się nam nastrój podniecenia – jesteśmy pierwszy raz na Łotwie, to nasz najbardziej odległy spływ i spodziewamy się zupełnie innych krajobrazów. Tak oto jako kontynuację wakacyjnej tradycji rodzinnych spływów rozpoczętej Czarną Hańczą 1991 otwieramy imprezę „Gauja – spływ kajakowy”.

Krajobraz Gaui z Orlich Skał

Gauja to najdłuższa rzeka Łotwy, w środkowym odcinku płynie przez Park Narodowy Gauja. Na krótkim odcinku jest rzeką graniczną pomiędzy Łotwą i Estonią, my zdecydowaliśmy się rozpocząć nasz spływ już poniżej tej granicy. Woda jest bardzo przejrzysta, ale ma delikatne brunatne zabarwienie, które jest efektem erozji podłoża. Niezwykłą atrakcją rzeki są skały zbudowane z różnokolorowego piaskowca, które mają ciekawe formy i w połączeniu z gęstymi lasami otaczającymi rzekę tworzą prawdziwie spektakularny krajobraz. Kilkukrotnie uda nam się wspiąć na skały, aby podziwiać krajobraz rzeki z góry. Gauja płynie przez tereny mocno zalesione i bardzo słabo zaludnione. Płynąc, napotykaliśmy bystrza i szypoty, których pokonanie nie nastręczało jednak większych trudności.

Przed nami siedem dni kajakowania, zgodnie z założeniem ok. 120 km na rzece. Obowiązkowym miał być odcinek pomiędzy Valmierą a Siguldą – czyli park narodowy. Późnym popołudniem dwa busy ciągną się po szutrowej, równoległej do rzeki drodze w pobliżu przysiółka Oliņas. Pusto, ludzi bardzo mało, wreszcie ktoś nam podpowiedział, gdzie jest dogodne miejsce do rozpoczęcia spływu. Wysiadamy na prawym brzegu rzeki, na dużej polanie z charakterystycznym, zamkniętym domkiem. Rozładowujemy kajaki, zakładamy obóz i następnego dnia rano możemy rozpocząć nasz łotewski spływ kajakowy. Można go uznać za międzynarodowy, gdyż jedna załoga w osobach Agaty i Alberta dołączyła do nas aż z Madrytu.

Nasz pierwszy biwak nad Gaują
Od rana troszkę padało 🙁
Nasza hiszpańska załoga

Wodujemy kajaki i ruszamy. Rzeka na tym odcinku płynie przez lasy, nie widać śladu cywilizacji. Brzeg raz jest niski, a innym staje się wysoką piaszczystą skarpą. Pierwszy dłuższy postój wypada po 14 km w Strenči, małym miasteczku na prawym brzegu. Zatrzymujemy się na plaży przy parku miejskim.

Na odcinku do Strenči
Na plaży w Strenči

Za mostem kolejowym w Strenči rozpoczynają się szypoty, a szybkość nurtu wzrasta. To prawdziwa atrakcja urozmaicająca mozolne wiosłowanie na wodzie prawie stojącej, którą klepaliśmy przez pierwszą połowę dnia. Jak to często bywa na spływach, dobre miejsca na biwak mija się zawsze zdecydowanie za wcześnie, a później szans na rozbicie namiotów nie ma żadnych, choć zbliża się wieczór, a od siedzenia w kajaku wszyscy mają zdrętwiałe nogi, tudzież inne części ciała. Ta zasada sprawdziła się na Gaui już pierwszego dnia. Wreszcie wieczorem po 30 km wiosłowania znaleźliśmy niewielką łączkę na lewym wysokim brzegu. Kajaki zostawiliśmy na dole, namioty ścisnęliśmy na niewielkiej powierzchni. Hiszpanie niewprawieni w wiosłowaniu i nieprzygotowani na podobne sytuacje padli wyczerpani po tak długim dniu.

Szypoty na Gaui
Biwak na Gaui po pierwszym dniu wiosłowania
Śniadanie

Valmiera jest największym miastem na szlaku. Na peryferiach miasta czekają nas dodatkowe atrakcje, rzeka się zwęża i przyspiesza, w nurcie rzeki pojawiają się głazy i kamienie. W tym miejscu został zorganizowany tor slalomu kajakowego z tyczkami zawieszonymi nad wodą. Widać dzieci trenujące w jedyneczkach. My też śmigamy z prądem pomiędzy tyczkami. W mieście oczywiście spacer i szybkie zakupy. Za Valmierą zaczyna się park narodowy i sporo przygotowanych miejsc do biwakowania. Rozbijamy się znów na wysokim lewym brzegu na biwaku „Vitoli”.

Tor kajakowy w Valmierze
Leniwa końcówka dnia

W kolejnym dniu głównym punktem programu był rezerwat „Skała Sietiņiezis” – wysokie urwisko z białego piaskowca usytuowane na prawym brzegu rzeki. 400 m długości i 15 m wysokości ze zorganizowanymi dla zwiedzających ścieżkami, chodnikami i poręczami. Kajaki lądują na malutkiej plaży, gdzie ze skały wypływa strumyk, z którego nabieramy wody na wieczór. W tym miejscu Mirasek stawia tradycyjną „whisky na wodzie”. Ale pycha!

Za Valmierą po obydwu stronach rzeki zaczynają się skałki ciągnące się przez cały park narodowy aż do Siguldy.
Po skałą Sietiņiezis
Celebrujemy kajakowanie odrobinką whisky 🙂 Mirasek rządzi.
Kaczor ma wartę przy kajakach, reszta zwiedza Sietiņiezis
I dalej Gauja – spływ kajakowy na Łotwie

Jest wprawdzie wcześnie, ale rozbijamy się na biwaku „Grivini”. Plaża, niski brzeg, tym razem nie musimy wciągać kajaków na wysoką skarpę. Część ekipy idzie do miasteczka Liepa, aby uzupełnić zapasy.

Kolejny biwak o nazwie „Priedulajs”, chyba najładniejszy ze wszystkich, wypada na wysokim nasłonecznionym brzegu. Tam mogłem bez żadnych skrupułów przy kawce i kieliszeczku zapalić papieroska z pięknym widokiem na rzekę. Gauja ze względu na mnogość fajnych i oczywiście darmowych biwaków świetnie się nadaje do masowej turystyki kajakowej, ponieważ jednak nie spotkaliśmy żadnej innej kajakowej grupy, mogliśmy się cieszyć ciszą i spokojem. Na biwakach często można było znaleźć drewniane stoły, miejsca na ognisko, a czasem nawet metalowe ruszty do gotowania.

Następnego dnia dobra pogoda się skończyła. Już w nocy padało, o czym boleśnie przekonali się nasi obcokrajowcy. Ręczniki i kurtki pozostawili poza namiotem, więc rano czekała ich niemiła niespodzianka. Naszym najbliższym celem są Ērgļu klintis, czyli po naszemu Orle Skały. Jak się okazuje, to wznoszące się na 15 m skały na lewym brzegu rzeki zbudowane z różnokolorowych piaskowców, u których podnóża rozciąga się plaża. Są to największe, ciągnące się przez kilkaset metrów piaskowce. W tym miejscu można wspiąć się na skały i cieszyć panoramą na rzekę i dolinę. Więc wdrapujemy się stromą ścieżką i robimy zdjęcia Gaui z zupełnie innej perspektywy.

Tak spływają miejscowi 🙂

Mijamy most drogowy w Cēsis (Kieś w języku polskim), mieście bardzo ważnym w historii Inflantów. Na moście panna młoda w ślubnej sukni wrzuca do wody wianek upleciony z kwiatów. Zabieramy go do kajaka jako szczególne trofeum, będziemy robić sobie portrety z wiankiem na głowie. Szukamy lewego, największego dopływu Gaui – rzeki Amaty, która ma naprawdę górski charakter. Dla zabawy wpływamy kawałek pod prąd, tak daleko, jak tylko nam się udało.

Po drodze krótka wycieczka na obiad do centrum rehabilitacyjnego Skaļupes, później mijamy prom w Līgatne. Korzystając z podwózki, robimy zakupy w mieście i ruszamy przepięknym odcinkiem rzeki – skały z czerwonego piaskowca na obydwu brzegach, Gauja jest szeroka na ok. 30 m i płynie w głębokim wąwozie, zdarzają się też malownicze, ale nietrudne szypoty.

Prom w Līgatne

Czeka nas ostatni przed Siguldą biwak – to Brasla po prawej stronie rzeki. Biwak duży, zmieści się kilka ekip, są stoły, jest miejsce na ognisko, lecz dojście do wody trochę niewygodne. Pogoda kiepska, trochę pada wieczorem i od rana. Jako że nasi Hiszpanie parają się półprofesjonalnie filmem dokumentalnym, od początku spływu pojawiły się naciski, aby nakręcili coś na naszej imprezie. Zaangażowaliśmy się wszyscy. I tak powstała fabuła – krótki metraż: Chupacabra 4. Zabawę mieliśmy przednią.

I oto nadszedł ostatni dzień wiosłowania. Kilka godzin kajakowania przy niezbyt dobrej pogodzie wśród zalesionych wzgórz. Rozbijamy się w Turaidzie kilka kilometrów od Siguldy. Ponieważ w Turaidzie nie było żadnej czynnej knajpy, więc postanowiliśmy podmiejskim autobusem jechać do Siguldy. Po drodze mijamy kolejkę linową łączącą część prawo- i lewobrzeżną. Głębokość doliny przekracza 80 m, a szerokość dochodzi do 2 km. Zimą na stokach doliny można szusować na nartach. Cieszymy się spacerem po urokliwym, zielonym mieście, potem obiad w barze i powrót na biwak. Następnego dnia przyjeżdża transport, aby zabrać nas i kajaki do Polski. Ostatnią atrakcją całej łotewskiej imprezy jest kilkugodzinny pobyt w Rydze. Chłoniemy obrazy miasta, przecież nie wiadomo, czy kiedykolwiek tu wrócimy.

Tak się prezentuje cała nasza ekipa
Ostatni odcinek spływu, płyniemy do Siguldy
Zamek biskupi w Turaidzie góruje nad doliną Gaui.
Jak widać ostatniego dnia pogoda nas nie rozpieszczała
Jeszcze ostatni widok na Gauję

Trochę więcej zdjęć z wakacji na Łotwie „Gauja – spływ kajakowy” można znaleźć tutaj.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *