Camino de Santiago – rowerami do Santiago de Compostela

Camino de Santiago, czyli jeden z najważniejszych chrześcijańskich szlaków pielgrzymkowych wiedzie do grobu św. Jakuba w Santiago de Compostela w Galicji w północno-zachodniej Hiszpanii. Chrześcijanie podążają tą drogą już od IX wieku, jest ona oznaczona muszlą św. Jakuba. Już sama nazwa szlaku brzmi egzotycznie, a gdy spojrzy się na mapę i uświadomi, jakie tereny, miejsca i katedry pielgrzymi mijają, to wyobraźnia zaczyna intensywnie pracować. Wprawdzie w Hiszpanii nigdy wcześniej nie byliśmy, ale logistycznie może pomóc nam Jacek mieszkający pod Madrytem. Wiemy też, że na trasie są specjalne noclegownie dla pielgrzymów (albergue). Tylko jechać. Ze względu na ograniczony czas wykluczyliśmy tradycyjne piesze wędrowanie, ale te 800 km możemy przecież pokonać rowerami, co jest akceptowalne w świecie pielgrzymkowym. Wybraliśmy tzw. wariant francuski Camino, najstarszy i najbardziej tradycyjny. Wyruszamy w cztery osoby – my z Adasiem i Kuba Mękarski – w końcu maja, aby uniknąć letnich hiszpańskich upałów. Po przejechaniu ponad 2200 km docieramy do Pamplony, gdzie czeka na nas Jacek i zabiera nasz samochód do Madrytu. My po tak długim siedzeniu w samochodzie jesteśmy tak spragnieni rowerów, że pakujemy sakwy i czym prędzej wyjeżdżamy z miasta. Szkoda, że nie poświęciliśmy trochę czasu na jego zwiedzenie. Podobno ładne 🙂 Więc zaczynamy nasze „Camino”.

Camino de Santiago dzień 1. Pamplona (pol. Pampeluna)

I od razu niespodzianki, jest niedziela i nie mogliśmy kupić mapy. Podążamy oznaczoną trasą pielgrzymkową, ale okazuje się, że nie wszystkie szlaki piesze nadają się dla rowerów. Więc zaczynamy ostro ścieżką w stronę gór Sierra del Perdón. W miejscach krytycznych trzeba zsiąść z roweru, który obciążony sakwami przesuwa się mozolnie metr po metrze. Po kilku godzinach jazdy i pchania docieramy jedynie do wioski Zariquiegul.

Na starcie naszej pielgrzymki w Pamplonie każdy z nas otrzymał „Credencial del Peregrino” do udokumentowania przebytej trasy i uzyskania Composteli u celu. Dokument ten jest również potrzebny w albergach, które są przeznaczone tylko dla pielgrzymów.
No, początki były ciężkie, prawdziwa pielgrzymka.
I gdzież tu radość z rozpoczętej wędrówki?
Nie wszystkim dane było dotrzeć do Santiago 🙁 W tym miejscu zmarł pewien belgijski pielgrzym.
Camino de Santiago dzień 2. Estella

Nie był to szczęśliwy dla nas dzień. Po opuszczeniu schroniska dotarliśmy do asfaltu i dalej zmierzaliśmy ku przełęczy. W trakcie szybkiego zjazdu stromymi serpentynami przy bocznych podmuchach wiatru rower wpadł w wibracje, co skończyło się bolesnym upadkiem. Twarz pokiereszowana i poobijana w różnych miejscach, do tego ułamany ząb, jednym słowem: dramat. Zjeżdżamy dalej do Puerte la Reina do lekarza, który sprawdził, czy nie żadnych złamań i opatrzył rany. Potem ruszamy do Estelli do najbliższego gabinetu stomatologicznego. Na szczęście dentystę znaleźliśmy, ząb został zrekonstruowany i z oklejoną twarzą, nie mówiąc o łokciach i kolanach, można było myśleć o kontynuacji Camino. Dzień kończymy w Estelli na campingu. Nasze Camino de Santiago miało naprawdę mocny początek, a twarz Marioli, lepiej nie mówić … Wszyscy na trasie pytali, co się stało. Dostaliśmy nawet wodę z Lourdes – miała zdziałać cuda.

Na szosie mimo wszystko łatwiej … Ale jak na Hiszpanię nie za ciepło. Teraz wjeżdżamy, a przy zjeździe ….
Most w Puente la Reina piękny, ale my potrzebujemy dentysty …
Niestety, aby znaleźć stomatologa musimy pokonać kolejne 20 km po górach, przed nami typowe pueblo, tym razem jest to Cirauqui
Już w Estelli, szukamy dentysty
Dentysta zrekonstruował ząb, możemy jechać dalej. Estella, jedno z piękniejszych miast Navarry
Camino de Santiago dzień 3. Logroño

Opuszczamy Navarrę i wjeżdżamy do winnego regionu Rioja. Po drodze wiele świadectw bogactwa kraju w epoce podbojów kolonialnych. Gdzieś w tym szoku po wypadku umknęło nam słynne miejsce na szlaku, gdzie z kraników sączy się wino. Z jednego białe, z drugiego czerwone. Za darmo 🙂

No, nie wyglądało to dobrze. Mariola wygląda na ofiarę przemocy domowej, wszyscy patrzyli na mnie z wyrzutem
Do Logroño, stolicy regionu Rioja zjeżdżamy serpentynami w dół
Widok na Navarrete, piękne miasteczko czy też pueblo …
Camino de Santiago dzień 4. Belorado

Od rana Camino znów nas zaskakuje swoimi trudnościami. Górskie ścieżki świetnie nadają się dla piechurów, ale dla nas są niemałym wyzwaniem. Znów trzeba pchać rowery. Przed nami piękne miasteczko Najera, gdzie wreszcie możemy do naszych sakw przyczepić muszle, symbole szlaku do Santiago de Compostela. Dalej Santo Domingo de la Calzada, a dzień kończymy w Belorado, w kolejnym regionie Hiszpanii – Castilla y León. Już czerwiec, a dalej nie jest ciepło.

Takie dość typowe drogi regionu Rioja
Jak widać nie stołowaliśmy się po barach 🙂
Opuszczamy La Rioja, a wkraczamy do Castilla y León
Camino de Santiago dzień 5. Burgos

Jedziemy przez Castillę. Najpierw z wysiłkiem musieliśmy się wspiąć na 1150 m npm. aby później przecinać wyżynny krajobraz kastylijski. Puebla, trochę ścieżek typowo górskich, całe szczęście, że przed wyjazdem zmieniłem opony w rowerach na grubsze, bardziej terenowe. Przed nami pierwsze naprawdę duże miasto – Burgos. Katedra w Burgos jest jednym z najważniejszych zabytków Hiszpanii. W świątyni ulokowano grobowiec hiszpańskiego bohatera narodowego – Cyda, Stał się on jednym z symboli rekonkwisty, czyli walk chrześcijan z Maurami.

Wyprzedzamy grupy pielgrzymów pieszych
Pueblo tym razem w dole

Tego dnia jeszcze kilka godzin jazdy przez Castillę, aby dotrzeć do małego puebla Hornillos del Camino. Tym razem albergue było ulokowane w starej sali gimnastycznej, więc było dużo przestrzeni.

Albergue w Hornillos del Camino
Camino de Santiago dzień 6. Fromista

Korzystając z pomyślnych wiatrów i w większości niezbyt wymagającego dla rowerzystów płaskowyżu kastylijskiego pokonujemy drogę 111 km. Mimo takiego dystansu mieliśmy czas na zimne piwo w miejscowości Fromista. Po drodze urokliwe, małe hiszpańskie wioski i średniowieczny szpital dla pielgrzymów – Convento de San Anton. Czas na obiad w cieniu przy kamiennym stole. Radość rowerowania 🙂 Wieczorem docieramy do Sahagun, tam kolacja z czerwonym, hiszpańskim winem, spacer po mieście, wieczorne rozmowy z młodym człowiekiem z kraju Basków. Dał nam próbki brzmienia języka baskijskiego, rzeczywiście niepodobny do innych.

Zjazd do Hontannas, na kamieniach znaki Camino – żółta strzałka oraz znak muszli
Pierwszy raz Santiago de Compostela pojawiło się na drogowskazie
A przed nami Castrojeriz z charakterystycznymi ruinami wysoko na wioską
Wąskie uliczki Carrion de los Condes
Camino de Santiago dzień 7. León

Przed nami znów duże miasto, tym razem jest to León, stolica prowincji. Cieszymy się, że zobaczymy jedną z piękniejszych katedr. Santa María de la Regla z XIII-XV wieku jest budowlą nawiązującą do gotyku francuskiego. Dojazd do miasta i jego centrum wzdłuż ruchliwych dróg i ulic zabiera nam sporo czasu. Tak samo jest z wyjazdem, ale katedra i urokliwe, wąziutkie uliczki centrum rekompensują te niedogodności. Pobyt w León zajął nam klika godzin. W trakcie lanczu w parku próbowaliśmy wyjaśnić pochodzącemu z Nigerii młodzieńcowi, skąd jesteśmy. Dopiero hasło Jan Paweł II wywołało u niego szczery entuzjazm. Z ulgą opuszczamy zatłoczone León i kończymy dzień w albergue w Hospital de Órbigo. Miasteczko zaskoczyło nas fiestą wypełniającą wszystkie uliczki – stragany ze wszystkim, sprzedawcy w strojach regionalnych, popisy rycerzy na koniach itp. Do późnego wieczora w tłoku i gwarze krążymy po mieście, poddając się z hiszpańskiej tradycji fiestowania. Każde miasto ma swoje święto, swoją fiestę.

León przed nami
Fiesta w Hospital de Órbigo
Albergue w Hospital de Órbigo, tutaj spaliśmy
Camino de Santiago dzień 8. Astorga

Na Camino to dla nas dzień szczególny – dziś wjedziemy na najwyższy punkt na szlaku, Cruz de Ferro – ponad 1500 m npm. Lekki niepokój, tak wysoko rowerami jeszcze nie byliśmy. Ale wcześniej przed nami słynąca z czekolady Astorga. I nie tylko z czekolady, pałac biskupi został zaprojektowany przez Gaudiego. Jego stylu nie da się pomylić z żadnym innym. Wcześniej czeka nas wjazd do miasta uliczkami z nachyleniem sięgającym do 20 %. Oj, było co robić!

Pałac biskupi – dzieło Gaudiego
W Rabanal del Camino – ostatnie piwo i tortilla przed podjazdem
Teraz już tylko w górę
Te góry widoczne na horyzoncie musimy przekroczyć
Chwila odpoczynku
Ostatnie metry przed Cruz de Ferro
Krajobraz prawie bieszczadzki, aczkolwiek góry sporo wyższe, gdyż na 1500 m osiągnęliśmy tylko przełęcz
Po serpentynach ostro w dół; oj skacze adrenalina ….
Bardzo sympatyczne albergue w starym, kamiennym domku w Riego de Ambros
Camino de Santiago dzień 9. Ponferrada

Do Ponferrady mamy mamy dalszy ciąg zjazdu przez góry. Zimno, ubieramy się ciepło, w zasadzie we wszystko, co mamy. I gdzież ta upalna Hiszpania? W Ponferradzie utwierdziliśmy się, że znajomość języków w Hiszpanii nie jest najlepsza. Studentki przy uniwersytecie zapytane o najbliższy sklep nie potrafiły odpowiedzieć, wolały nas zaprowadzić na miejsce. A sklep był za rogiem ! Jest już tak zimno, że zamiast wina na rozgrzewkę kupujemy sobie brandy. Z Ponferrady musimy wjechać w kolejne góry, tym razem Sierra de Ancares i przez Villafranca del Bierzo docieramy do klimatycznego albergue Las Herrerias leżącego w głębokiej dolinie .

W dół do Ponferrady
Villafranca del Bierzo, stromo jak wszędzie
Albergue Las Herrerias
Camino de Santiago dzień 10. O’Cebreiro – najbardziej magiczne miejsce na trasie

Tego dnia przekonaliśmy się, że może i Cruz do Ferro był najwyższy, ale wjazd nie był najbardziej stromy. Teraz mamy przed sobą położoną na przełęczy małą kamienną wioskę O’ Cebreiro i przewyższenie 700 m na 7 kilometrach wjazdu. Nachylenie było na tyle duże, że często musieliśmy prowadzić rowery. Cały czas jest zimno. Za to O’Cebreiro nas oczarowało – kamienne domki, kościółek najstarszy na camino promieniujący ciepłem prawdziwych świec, dobra kawa w barze przerobionym ze starej piwnicy. Kościół Santa Maria la Real został zbudowany przez mnichów benedyktyńskich na początku IX wieku, w iberyjskiej odmianie stylu romańskiego. A wszystko zatopione w zimnej mgle w górach na wysokości prawie 1400 m. Atmosfera absolutnego oderwania od rzeczywistości. Z tej naszej rowerowej pielgrzymki to miejsce będziemy pamiętać najbardziej – wysiłek, jaki musieliśmy ponieść, aby tam się dostać, satysfakcja po osiągnięciu celu, a przede wszystkim niemożliwa do opisania magia O’Cebreiro. Osada nie zmieniła się zbytnio od czasów średniowiecza. W kamiennych domkach mieszka niespełna dwudziestu stałych mieszkańców. To w O’Cebreiro zrodziła się idea żółtych strzałek – symbolu camino. Był to pomysł miejscowego proboszcza i wielkiego entuzjasty szlaku. Ponieważ najtańsza do znakowania dróg była farba żółta, to tak już pozostało. Za O’Cebreiro wkraczamy do Galicii – najbardziej zielonego i deszczowego regionu Hiszpanii.

Jesteśmy już w najbardziej hiszpańskim ze wszystkich rejonów na naszej trasie – w Galicii, której stolicą jest właśnie nasz punkt docelowy – Santiago de Compostela. Z wysokich górskich przełęczy zjeżdżamy w dół w kierunku Triacastela i Saarii. Jest nadal zimno, więc w małym, przydrożnym barku raczymy się dobrą, gorącą kawą. Dzień kończymy w albergue w miejscowości Portomarin nad rzeką Miño.

Wpycham rower Marioli pod górę, nie dało się jechać 🙁
Szukamy bardziej optymalnej trasy …
Ale niektórzy jadą 🙂
Camino de Santiago dzień 11. Monte do Gozo

Mamy ambitny cel tego dnia. Mimo znacznego dystansu (prawie 100 km) chcemy się dostać do Monte do Gozo – czyli na Wzgórze Radości – z którego po raz pierwszy pielgrzymi mają okazję zobaczyć cel wędrówki. Ze wzgórza rozpościera się widok na całe Santiago de Compostela, w tym na wieże katedry, do której wszyscy podążają. Więc przemierzamy Galicję przez Palas de Rei, Melide bez zbędnych odpoczynków. Dłuższą przerwę robimy w miejscowości Arzúa, gdzie w barze Casqueiros jemy obfity obiad z butelką wina. Okazuje się, o czym wcześniej nie wiedzieliśmy, że na Monte do Gozo znajduje się Europejskie Centrum Pielgrzymowania im. Jana Pawła II (Centro Europeo de Peregrinacion Juan Pablo II). Na jego terenie wydzielony został budynek, który działa jako albergue, warunki i atmosfera naprawdę super, prowadzą je zresztą Polacy. Za nocleg nie obowiązuje żadna stała opłata (płacimy donativo, czyli “co łaska”). Zostaliśmy serdecznie przywitani przez pracujących tam wolontariuszy i natychmiast ugoszczeni wielkimi talerzami gęstej zupy. Miła niespodzianka. Zostajemy na dwie noce, aby cały następny dzień poświęcić na Santiago.

Poranek po noclegu w Portomarin
Również w taki sposób podążają pielgrzymi do grobu Świętego Jakuba. W polskim albergue Monte do Gozo osły mają dobre warunki – duża przestrzeń i trawa …
Camino de Santiago dzień 12. katedra w Santiago de Compostela

Idziemy do miasta. Każde z nas po przedstawieniu swojego Credencial del Peregrino otrzymuje Compostelę – oficjalny certyfikat potwierdzający odbycie pielgrzymki. Nasz cel – katedra w Santiago de Compostela – południowa msza dla pielgrzymów z całego świata. Dotarliśmy tu tak jak miliony pielgrzymów przez dwanaście stuleci! Radość przeogromna 🙂 Chyba na nasze przybycie, bo nie co dzień się to zdarza, kadzidło fruwa pod sklepienia katedry. To marzenie każdego pielgrzyma: legendarne Botafumeiro – tak nazywa się kadzidło – waży 63 kg, jego wysokość to 150 cm, a do rozbujania potrzeba 8 ludzi nazywanych tiraboleiros. Całość porusza się z prędkością 68 km/h od transeptu do transeptu, wzdłuż bocznych naw bazyliki w Santiago. Zanim zostanie rozbujane, jest napełniane węgielkami i kadzidłem, a wprawione w ruch wypełnia wonnym dymem wnętrze całego kościoła. Widok unoszącego się pod sklepienia kadzidła to wrażenie niezapomniane, wręcz mistyczne. Dla tej chwili warto było się trudzić po tych hiszpańskich górach. Wyjątkowa atmosfera mszy, zapach kadzidła i poczucie spełnienia wzruszają nas ogromnie. Szczególnie Mariola, ciężko doświadczona na szlaku, może docenić ten wielki finał. W katedrze podziwiamy organy, obowiązkowo udajemy się do grobu św. Jakuba. A później już czas wolny, wypełniony zwiedzaniem miasta i leniwymi rozmowami w knajpkach przy winie. Tak luźnego dnia nie mieliśmy od początku naszej drogi do Santiago.

Po całym dniu pełnym wzruszeń wieczorem czeka nas jeszcze najlepszy nocleg na Camino – w ośrodku Monte do Gozo wspólna impreza w międzynarodowym towarzystwie Polaków, Francuzów, Kanadyjczyków (jeden Francuz z osłem). Francuzi na Camino są najliczniejszą i najlepiej zorganizowaną grupą. Sprzyja im bezpośrednie sąsiedztwo z Hiszpanią i historyczne tradycje. Oni pielgrzymowali do Santiago, gdy my, poganie, jeszcze czekaliśmy na swojego Mieszka. Każdy francuski pielgrzym zna i śpiewa hymn camino – Ultreia. Więc siedzieliśmy w dużej grupie śpiewając, rozmawiając, pijąc wino. Oczywiście zgodnie z tradycją tego albergue zostaliśmy poczęstowanie zupą przygotowaną przez Lucynę i Andrzeja – aktualnych wolontariuszy ośrodka. Oni sami przeszli kilka wariantów Camino de Santiago, m.in. razem z wielotygodniową pielgrzymką wyruszającą z samej Polski.

Moja Compostela
Zakończyliśmy pielgrzymkę, teraz specjalna msza w katedrze Santiago de Compostela dla takich jak my, wędrowców z całego świata
Międzynarodowa impreza w polskim albergue, para Francuzów z lewej również tak jak my miała tego roku 30. rocznicę ślubu.
Camino de Santiago dzień 13. Atlantyk

Fisterra i Muxia to dwie miejscowości związane z Camino jako przedłużenie pielgrzymki do punktu, gdzie średniowieczne wyobrażenie ziemi spotykało się z bezkresem wody. Chociaż z tych dwóch, to właśnie Fisterra jest bardziej popularna, Muxia bywa natomiast zapomniana, aczkolwiek historycznie jest bliższa tradycji pielgrzymowania. Niektórzy pielgrzymi Camino de Santiago wydłużali swoją wędrówkę do grobu świętego Jakuba, aż po finis terrae – kraniec ziemi. Docierając tam, dokonywali obmycia w słonych wodach Atlantyku i palili symbolicznie swoje szaty. Wtedy rodził się nowy człowiek. Współcześnie to właśnie tutaj umiejscowiono punkt zero Camino de Santiago, tj. słupek milowy wskazujący koniec drogi lub jej początek.

Dotarcie z Santiago do Muxii wydawało się nam nadzwyczaj proste – wskoczymy na rowery i przejedziemy w dół nad ocean. Tymczasem trasa okazała się mordęgą – 100 km jazdy po górach. Do Muxii docieramy już wieczorem, ale wystarczająco wcześnie, aby o zachodzie słońca siedzieć nad oceanem, pijąc wino i rozmyślając nad naszym Camino. Osiągnęliśmy prawdziwy koniec, dalej już nie pojedziemy. Wzruszenie, radość i zmęczenie. W albergue otrzymujemy Muxianę – dokument wydawany za pokonanie odcinka z Santiago de Compostela do Muxii.

W drodze z Santiago nad ocean, obiad pielgrzyma …
Już widać ocean, ale przed nami jeszcze kilka podjazdów 🙁
Muxiana, dokument potwierdzający przedłużenie pilegrzymki nad Ocean Atlantycki
Camino de Santiago dzień 14. Powrót do Santiago de Compostela

To już ostatni dzień naszego rowerowania, powracamy do Santiago – znów przez góry i znów około 100 km. Pomyśleć, przejechaliśmy 200 km po górzystej Galicii, aby wypić wino i posiedzieć nad oceanem przy zachodzie słońca. Ale Camino musiało zostać dopełnione, żeby satysfakcja była pełna. Jeszcze raz jesteśmy przed katedrą, tym razem z rowerami i robimy ostatnie pamiątkowe zdjęcie. Potem na dworzec autobusowy, rowery przygotowujemy do transportu nocnym autobusem do Madrytu, gdzie czeka na nas samochód. Obiecujemy sobie, że jeszcze wrócimy na Camino, kolejnym razem może na piechotę.

Zimny poranek w Muxii przed powrotem do Santiago. Twarz już prawie zagojona
Ostatnie zdjęcie: cała nasza ekipa przed przepiękną katedrą w Santiago de Compostela

Zdjęcia z naszego rowerowego Camino de Santiago są tutaj oraz również dostępna jest mapa wyprawy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *