Październik 2009, jak zwykle jesienna wędrówka po górach. Nawet nie przypuszczaliśmy, że tym razem niespodziewanie okaże się zimową, w pełni tego słowa znaczeniu. Wyruszyliśmy w pięć osób, Kaczor z Ireną wyjechali samochodem z Wrześni i po drodze zabrali mnie, Minię i Helenę. Kierunek – Beskid Niski. Jako że prognozy były już nie najlepsze, Kaczor zdążył zmienić opony na zimowe. Całe szczęście. Za punkt początkowy obraliśmy sobie Sękową, gdzie w zimnie i śniegu udało nam się znaleźć sympatyczne gospodarstwo pszczelarzy, w którym mogliśmy zostawić samochód na czas wędrówki. Nasze hasło na ten rok to jesienny Beskid Niski.
Jest 14 października i ruszamy szlakiem niebieskim przez Huszczę, Ostry Dział i Magurę Małastowską do schroniska pod Magurą. W pustym zazwyczaj Beskidzie Niskim jest puściej niż zwykle. W trakcie naszej kilkudniowej wędrówki nie spotkaliśmy żadnego turysty plecakowego. Ale też warunki nie sprzyjały górskim wędrówkom, o czym dość szybko się przekonaliśmy. Na pierwszej grani brnęliśmy już powoli w ciężkim śniegu, a gałęzie pokryte jeszcze liśćmi łamały się pod jego naporem.
Nasz pobyt w schronisku, do którego dotarliśmy już po ciemku, był kuriozalny. Byliśmy jedynymi gośćmi, schronisko nieogrzewane, a gospodarza nie widzieliśmy na oczy, gdyż urzędował w kuchni piętro niżej i kontaktowaliśmy się jedynie przez windę. Na noc wchodziliśmy w ubraniach w nasze puchowe śpiwory, nakrywając się jeszcze schroniskowymi kocami, a i tak nie było za ciepło.
Następnego dnia ciągniemy się zielonym szlakiem przez Banne do Regietowa. Przecieranie szlaku w głębokim śniegu przysparza nam sporo radości i przywołuje wspomnienia zimowych Rajdów Śnieżnych organizowanych przez AKG Halny.
Tym razem na nocleg trafiamy do miłej agroturystyki, gdzie możemy się porządnie wysuszyć i umyć. Od rana piękna, słoneczna pogoda.
Dochodzimy do czerwonego szlaku i ruszamy w kierunku Rotundy. Po drodze nie tylko głęboki śnieg, ale i mnóstwo połamanych gałęzi.
Na szczycie trafiamy na cmentarz wojenny nr 51 żołnierzy poległych w czasie I wojny. Teraz jest odrestaurowany i dobrze utrzymany.
Z Rotundy dalej czerwonym przez Popowe Wierchy do Wołowca.
Wprawdzie Andrzeja Stasiuka nie spotkaliśmy, ale trafiliśmy do przepięknej drewnianej chaty, pensjonatu „u Kasi”. Miejsce to jest naprawdę klimatyczne, suszymy mokre buty przy kominku. Kaczor próbuje swoje trochę zaimpregnować, stosując do tego smalec, którego zazwyczaj używamy do celów kulinarnych. Skwarki mu wprawdzie trochę przeszkadzały, ale nic to.
Ostatni dzień wędrówki to podejście do bacówki w Bartnem. Jest to jedno z nielicznych schronisk PTTK w Beskidzie Niskim. Pamiętam tam wieczór sprzed wielu laty, kiedy z Krzyśkiem Błaszczykiem wiedliśmy bezowocną dyskusję z pewnym profesorem przekonującym nas o genetycznej skłonności Ukraińców do okrucieństwa. Podejrzewam, że i teraz w pewnych środowiskach można by znaleźć podobnych „naukowców”. Oczywiście w Bartnem herbatka i ruszamy dalej.
Naszym najwyższym punktem tego dnia jest Wątkowa – 846 m npm, leżąca na granicy Magurskiego Parku Narodowego.
Idziemy wzdłuż pasma Magury i schodzimy żółtym do Bartnego, gdzie znajdujemy nocleg w agroturystyce.
Właściciel podwozi Kaczora i mnie do Sękowej i przyprowadzamy samochód. Rano jadąc do domu, wstępujemy do pszczelarzy w Sękowej, zaopatrując się w różnego rodzaje miody, wytworzone w pasiekach na łąkach Beskidów.
Więcej zdjęć na: Jesienny Beskid Niski 2009