Od wielu już lat długi weekend majowy poświęcamy na wędrówki po górach, a Wielka Fatra jest doskonałym miejscem dla turystów ceniących sobie ciszę, brak ludzi na szlakach, przepiękne widoki. Kiedy znajdziemy się na grani i mamy szeroką panoramę, w którąkolwiek stronę byśmy się nie zwrócili, wszędzie widzimy morze gór. Od północy wybija się Wlk. Chocz w Górach Choczańskich oraz Mała Fatra z Krywaniem, na zachodzie Luczańska Fatra, na południu Kremnicke Vrchy oraz na wschodzie Niżne Tatry. Naturalnie doskonale widoczne są również Tatry, a nawet dalsze Beskidy z Babią Górą. Tutaj czujemy, że góry sięgają po sam horyzont i nie mają końca.
Wielka Fatra należy do najbardziej rozległych pasm górskich Słowacji z zachowanym różnorodnym i niezurbanizowanym obszarem przyrodniczym. Jest rozciągnięta południkowo o długości ok. 40 km oraz szerokości od wschodu do zachodu do 25 km. Biegnąca od północy w kierunku południowym głęboka, dwudziestokilometrowa Lubochniańska Dolina rozdziela góry w tej części na 2 równoległe pasma: zachodnie, tu szczyty i doliny są lesiste, a nieliczne szlaki zarośnięte i puste oraz wschodnie z rozległymi polanami, szczególnie pod szczytami. Inny charakter mają góry w części południowo-zachodniej – wyraziste zjawiska krasowe jak skalne ściany, stopnie, okna i kanionowe doliny.
Ponieważ znakowanych szlaków jest znacznie mniej niż w sąsiednich pasmach, działają tu tylko trzy schroniska: Horský hotel Kráľova Studňa, Chata pod Borišovom(miłe schronisko o niepowtarzalnej górskiej atmosferze, niemal w centrum masywu) oraz Horský Hotel Smrekovicawe wschodniej części gór. Dlatego planując wędrówkę graniami Wielkiej Fatry najwygodniej zdecydować się na biwakowanie w górach w namiotach.
Tym razem naszą wędrówkę po Wielkiej Fatrze rozpoczynamy w Lubochni, samochody zostawiamy na podwórku u gościnnych „tubylców”. Przebieramy się i zarzucamy ciężkie plecaki na ramiona. Na początku wędrówki plecaki są najcięższe, musimy wziąć zapasy żywności na 5 dni – przy przejściu graniowym nie ma możliwości ich uzupełnienia. Żadnych wiosek, sklepów, jedynie 2 nie najlepiej zaopatrzone schroniska. Naszym planem jest przejść pasmem wschodnim w kierunku południowym na Ploskę, a następnie wrócić pasmem zachodnim. Jest to trasa mniej więcej na 5 dni wędrówki.
I dzień.
Ruszamy doliną Lubochniańską, aby później bez szlaku wejść na grań. Jak zwykle wchodzenie „na dziko” nie jest najkrótszą drogą i na grań docieramy po 3 godzinach ostrego podejścia, błądzenia i przedzierania się przez zarośla. Po drodze robimy sobie odpoczynek, na kuchenkach gazowych gotujemy zupki. Wspominamy dawne urządzenia gotujące jak kochery na denaturat czy też rosyjski „juwel” benzynowy, który czasem niespodziewanie zmieniał się w miotacz ognia. Teraz jednorazowe kartusze są naprawdę dobrodziejstwem dla turystów.
Docieramy do szlaku i dalej będziemy podążać granią raz w górę, raz w dół. Na polanach podszczytowych w okolicach Magurki znajdujemy dobre miejsce do biwakowania. Namioty, herbata, kolacja, małe ognisko. Pusto. Przez cały czas naszej pięciodniowej wędrówki tylko 2 razy spotkaliśmy małe, kilkuosobowe grupki turystów z Polski. Niemożliwe w polskich górach! Mały ruch turystyczny lub trochę wyższa kultura są chyba przyczyną braku śmieci na szlakach. Wieczorem przychodzi mróz, wszak jest dopiero 1 maja, a jesteśmy wysoko w górach. W takich warunkach śpiwory puchowe są nieodzowne.
II dzień
Słońce, rześkie powietrze od rana. Z miejsca naszego noclegu roztacza się imponująca panorama w kierunku północnym i północno-wschodnim. Widać Tatry oraz naszą ukochaną Babią Górę. Jakże w takich warunkach smakuje śniadanie i gorąca herbata. Po zwinięciu namiotów ruszamy na szlak. Idziemy granią, bardzo urozmaiconą na tym odcinku. Sporo skalnych, robiących wrażenie urwisk, ale też i odsłoniętych łąk dających możliwość podziwiania przepięknych widoków.
Szczególnie pięknie na tym odcinku prezentują się ośnieżone szczyty Tatr, pobliskie Niżne Tatry jak i Mała Fatra. Na rozległych halach przełęczy pod Tvarożnym Gruniem znajdujemy źródło i możemy uzupełnić zapasy wody, którą wykorzystamy na późniejszy obiad. Woda jest bardzo czułym punktem w wędrówkach po graniach, niestety zawsze trzeba nosić spory jej zapas obciążając plecaki. Na długich odcinkach nie ma możliwości jej znalezienia. Nieraz musieliśmy zmieniać trasę wędrówki i schodzić w dolinę z powodu braku wody.
Teraz na halach za przełęczą możemy sobie zrobić pyszny obiad. Po zejściu na przełęcz – przepiękny widok na Niżne Tatry, które są jakby w zasięgu ręki – wchodzimy w las i po płatach śniegu docieramy na hale Małej Smrekovicy. Odpoczynek na dywanach z krokusów i szybko schodzimy do jedynego w tej części gór schroniska.
Jest reklamowane jako najwyżej położony górski hotel na Słowacji 1339 m n.p.m. i oprócz budynku zasadniczego o wyższym standardzie i droższym można znaleźć nocleg w jednym z kilku budynków rozrzuconych na hali. My wybraliśmy wariant tańszy, we własnych śpiworach w parterowym budynku, trochę przypominającym hotel pracowniczy. Smrekovica jest doskonałym punktem wypadowym do wędrówek po Wielkie Fatrze, można tu dotrzeć również samochodem ale raczej w okresie letnim. Ze względu na wysokość, obecność wyciągu oraz wyznakowanych tras biegowych jest to również dobre miejsce do uprawiania sportów zimowych.
III dzień
I dalej w pięknym słońcu ruszamy długimi trawersami Skalnej Alpy w stronę ostrego czuba Rakytova. Jego charakterystyczny kształt jest widziany prawie z każdego punktu Wielkiej Fatry. Byliśmy na szczycie poprzednio, więc tym razem w śniegu trawersujemy jego strome zbocza. Zimą występuje tu niebezpieczeństwo lawin, o czym informują tablice.
Po minięciu Czarnego Kamienia zatrzymujemy się na przełęczy na dłuższy odpoczynek. Krajobraz wyraźnie się zmienia, przed nami odkryta kopuła Ploski, od której na południe odchodzi najwyższa, o charakterze połonin, część Wielkiej Fatry.
Ale my po podejściu w mokrym śniegu schodzimy stromym zboczem w stronę Chaty pod Borišovom, chyba jedynego na Słowacji schroniska z niepowtarzalną górską atmosferą, przypominającą nasze beskidzkie bacówki. Mimo że mieliśmy w planach kontynuowanie marszu w kierunku na Javorinę, magia i uroda tego miejsca zatrzymała nas na nocleg. Jeszcze 5 lat wcześniej schronisko było w fatalnym stanie technicznym – pozarywane łóżka, brak wody, ale teraz po remoncie wygląda naprawdę dobrze. Nie dochodzi tu żadna droga, wszystko trzeba wnieść na plecach. Schronisko pozbawione jest prądu, w godzinach wieczornych pracuje agregat, ale nastrój tworzą stare, stylowe lampy naftowe.
IV dzień
Po szybkim śniadaniu zostawiamy plecaki w schronisku – 1300 m n.p.m. i zdobywamy Borišov – 1510 m n.p.m., a te 210 m różnicy to bardzo strome podejście. Sam Borišov jest ostrym, wybijającym się i charakterystycznym w krajobrazie Wielkiej Fatry szczytem, różniącym się od łagodnych kopuł najwyższych partii gór na południu oraz w większości zalesionego grzbietu, który ciągnie się w kierunku północnym.
Ze schroniska podążamy właśnie tą granią, której wschodnie zbocze ostro opada do Doliny Lubochniańskiej. Tutaj szlak jest już zupełnie bezludny, rzadko uczęszczany, czasem pozarastany. Jedynie pierwszy odcinek na Javorinę wiedzie odsłoniętymi halami z pięknymi widokami na wschodnią część gór. Idziemy teraz czerwonym, głównym szlakiem zwanym Velkofatranską magistralą. Na stromych polanach robimy dłuższy odpoczynek, maszynki gazowe idą w ruch, gotujemy obiad czyli chińskie zupki.
W lesie na przełęczy za Jarabiną znajdujemy ładne polanki, nadające się do biwakowania. Jest też miejsce na ognisko. Decydujemy się na biwak, tym bardziej że poniżej przełączy zauważamy małe cieki wodne. Trzeba było jedynie zejść 100 m w dół, aby zmieniły się w maleńki strumyczek, z którego dało się nabrać wody. Teraz tylko tradycyjny wieczorny rytuał: rozbijamy namioty, gotujemy wodę na herbatę, robimy kolację i znosimy chrust. Siedząc przy ogniu mamy świadomość że w promieniu 10 km nie ma innego człowieka, jedynie góry i my. Radość w sercach.
V dzień
Rano budzi nas deszcz, który na szczęście później przechodzi w mżawkę. Jeszcze udało się rozpalić ognisko, przy którym robimy śniadanie.
Zwijamy mokre namioty, pakujemy plecaki, ale nie decydujemy się, aby przy tej pogodzie zdobywać stromą, skalną basztę Klaka. Po stromych zboczach, śliskich ścieżkach, bez szlaku powoli schodzimy do Doliny Lubochniańskiej.
Zajmuje nam to prawie 2 godziny, jeszcze tylko 15-kilometrowy przemarsz doliną do Lubochni i uważając na wygrzewające się na asfalcie salamandry docieramy do samochodów. Przed wyjazdem w miejscowej restauracji próbujemy znanych nam słowackich potraw czyli bryndzowych haluszków, bacowskiego syra, wyprażenych bramborów. I w powrotną drogę.
Więcej zdjęć w folderze: Wielka Fatra – trekking maj 2007