Główny Szlak Beskidzki 2025

Najdłuższy, ponad 500-kilometrowy szlak turystyczny w polskich górach to Główny Szlak Beskidzki wiodący od Wołosatego w Bieszczadach do Ustronia w Beskidzie Śląskim – mapa. Co nas skłoniło, aby poświęcić prawie cztery tygodnie na przełomie lata i jesieni na jego przejście? Przecież nie było łatwo, pogoda nas nie rozpieszczała, częste deszcze, buty prawie się rozpadły od wody i błota, plecaki ciążyły, zmęczenie, rany na stopach. Według Stravy przeszliśmy 585 km, co zajęło nam 25 dni marszu (plus krótki epilog ostatniego, 26. dnia).

Kierowały nami dwa podstawowe powody, by podjąć to wyzwanie. Nasze wspólne życie, moje i Marioli, rozpoczęliśmy 43 lata temu przejściem beskidzkim z Wisły do Ustrzyk. Trasa podobna, tylko nie trzymaliśmy się konsekwentnie głównego, czerwonego szlaku, nocowaliśmy na studenckich bazach namiotowych, cieszyliśmy się górami, wędrowaliśmy bez pośpiechu, co zajęło aż 5 tygodni. Od wielu lat chodziło nam po głowach, aby powtórzyć taką wędrówkę lub jej większy fragment, ale dopiero teraz, w stanie „emeryckim”, przy w miarę uregulowanych sprawach rodzinnych mogliśmy te plany zrealizować.

Drugim, nie mniej ważnym powodem są moje 70 urodziny, które chciałem jakoś specjalnie uczcić. Pomyślałem, że nie mogę sobie sprawić lepszego prezentu niż wielodniowa, wspólna wędrówka z Mariolą, z którą za 3 miesiące będziemy obchodzić naszą 45 rocznicę.

Na Połoninie Caryńskiej w Bieszczadach

Tak czy inaczej czynnikiem decydującym o wyruszeniu na GSB jest miłość do gór, a do Beskidów w szczególności. Bez niej nie można by znieść tego zmęczenia, bólu, niewygód… 43 lata temu szliśmy z zachodu na wschód, tym razem wybraliśmy kierunek odwrotny. Wyruszyliśmy z Bieszczadów, początek szlaku jest w Wołosatem –nasza trasa w szczegółach

GSB – część I – Bieszczady (Wołosate – Komańcza) – 6 dni, 115,5 km, 4677 m mapa

Bieszczadzki krajobraz z Halicza w stronę Tarnicy

Bieszczady są górami znanymi i bardzo popularnymi, z przepięknymi panoramami z połonin. Na dodatek szczęśliwie dla nas było to jedyne pasmo górskie na trasie, które udało nam się pokonać bez deszczu. Kilka początkowych odcinków z mocnymi akcentami Rozsypańca, Halicza, Połonin Caryńskiej i Wetlińskiej czy też Okrąglika i Jasła. A pierwszego dnia zdarzyła się nam sytuacja wręcz nieprawdopodobna – wilk goniący łanię, która ratowała się, przebiegając tuż przed turystami podążającymi na Halicz.

Większość noclegów na trasie to różnego rodzaju pensjonaty i agroturystyki. Było nam bardzo miło, gdy przy braku miejsc w obiekcie zazwyczaj znalazło się coś dla wędrowców z GSB. Dość egzotyczny okazał nocleg u Pani Anieli w Brzegach Górnych, jedyny w tym rejonie, gdyż po generalnym remoncie w „Chatce Puchatka” na Połoninie Wetlińskiej nie można zatrzymać się na noc! Pani Aniela oferuje mały drewniany domek na trawiastym podwórku – schron turystyczny nastawiony na turystów z GSB. Ale pierogi robi doskonałe.

Nasz nocleg u Pani Anieli w Brzegach Górnych
Na Smereku (1222 m) na zachodnim krańcu Połoniny Wetlińskiej

Jedynym schroniskiem PTTK na szlaku w Bieszczadach była Bacówka pod Honem w Cisnej. Schronisko jest po remoncie, ma super toalety i prysznice, a gorące rurki na ścianie w piwnicy tworzą suszarnię, więc można zrobić małe pranie. Za Cisną w paśmie Wołosania i Chryszczatej dominują lasy karpackie, więc od bacówki krajobraz zaczyna przypominać Beskid Niski. W Rabem, niedaleko od przełęczy Żebrak, korzystamy z otwartej jeszcze studenckiej bazy namiotowej, a emeryci na bazie śpią za 1 zł! Wszędzie znajdują się tablice ostrzegające przed niedźwiedziami. W kieszeni mamy na wszelki wypadek dwie petardy hukowe, ale na szczęście nie musieliśmy ich użyć.

GSB – część II – Beskid Niski (Komańcza – Krynica Zdrój) – 7 dni, 182,2 km, 6315 m mapa

Pomimo nazwy „niski” wielokrotnie dzienna suma naszych podejść była wyższa niż w Bieszczadach. Pierwszy odcinek do Puław Górnych miał ponad 30 km, a po drodze nie było żadnej opcji spania. Zresztą takie długie trasy zdarzały się nam kilkakrotnie. Wspomniane Puławy opustoszałe po Łemkach zostały w latach 60. zasiedlone przez zielonoświątkowców przybyłych tam z Czech ze Śląska Cieszyńskiego, którzy gospodarczo całkowicie odmienili region. Prowadzą świetną agroturystykę „Salamader”, w której spaliśmy, poza tym restaurację, a zimą stację narciarską.

Sympatyczna „Chata Józefa” w Lubatowej
„Chata Kasi” w Wołowcu

Ciekawych noclegów w Beskidzie Niskim jest więcej: samoobsługowa i bardzo klimatyczna „Chata Józefa” w Lubatowej, wygodna i niedroga agroturystyka „Chono Tu” połączona z pizzerią w Kątach czy też klimatyczna „Chata Kasi” w Wołowcu. Jedyny obiekt PTTK to bacówka w Bartnem, do której dotarliśmy kompletnie przemoczeni, z błotem i wodą w butach. Przez noc nie udało się ich wysuszyć. Generalnie przez większą część naszego przejścia GSB rano zakładaliśmy mokre buty, aby w deszczu pokonać kolejny odcinek wyprawy.

Główny Szlak Beskidzki – i znów leje…

Beskid Niski to góry, które można kochać i nienawidzić jednocześnie – dzikie, mokre, błotniste, absolutnie bez tłoku na szlakach. 43 lata temu szliśmy przez nie granicznym szlakiem niebieskim i przez cztery dni marszu pomiędzy Wysową a Komańczą nie spotkaliśmy żadnego turysty. Wtedy na trasie mieliśmy wymagającą Lackową, teraz też dopiekło nam kilka bardzo stromych podejść – na Cergową, Kolanin czy Kozie Żebro.

Cerkiew Opieki Bogurodzicy w Chyrowej, poprzednio łemkowska grekokatolicka z 1780 r,
Cerkiew św. Michała Archanioła z XVIII w. w Mochnaczce .

Liczne tablice znajdujące się przy szlaku przypominają o trudnej historii tych ziem, o wysiedleniach grekokatolickiej ludności łemkowskiej, po której pozostały cerkiewki, dziś najczęściej katolickie, z rzadka prawosławne. Na trasie zajrzeliśmy do kilku – w Komańczy, Chyrowej, Wołowcu, Banicy czy też Mochnaczce. Trudno też nie wspomnieć o cmentarzach poległych w walkach I wojny światowej, z tym najbardziej spektakularnym, leżącym przy GSB na szczycie Rotundy.

GSB – część III – Beskid Sądecki (Krynica Zdrój – Krościenko) – 3 dni, 67,6 km, 2866 m mapa

To pasmo górskie znamy stosunkowo dobrze – w schroniskach na Hali Łabowskiej i na Przehybie spaliśmy wielokrotnie. Jest to jedna z naszych ulubionych górskich destynacji. Wychodząc z Krynicy, wstąpiliśmy na cmentarz, by odwiedzić grób Nikifora. Zatrzymaliśmy się przy grobach poległych w I wojnie oraz nagrobkach miejscowych z niezwykłymi bogatymi w szczegóły inskrypcjami.

Droga na Halę Łabowską z przerwą na Jaworzynie Krynickiej upłynęła nam w ulewnym deszczu, jak to często na tej wyprawie. Na szczęście ciepłe kaloryfery pozwoliły na to, by się trochę podsuszyć. Odcinek z Hali Łabowskiej na Przehybę przez Radziejową okazał się najdłuższym na naszej wyprawie – 32 km, z największą sumą podejść – ponad 1400 m. Nic dziwnego, że do schroniska dotarliśmy późno i po ciemku, bo po godzinie 20 z czołówkami na głowach.

Na Przehybie po porannym deszczu chmury się nieco rozstąpiły, odsłaniając Tatry na horyzoncie. Był to jeden z nielicznych widoków tego pochmurnego i deszczowego przełomu lata i jesieni. Większość wież widokowych na trasie tonęła w chmurach i mgle, więc zwykle przechodziliśmy obok, nie korzystając z tej atrakcji.

GSB – część IV – Gorce (Krościenko – Rabka Zdrój) – 2 dni, 51,8 km, 2064 m mapa

Począwszy od Gorców, skład ekipy się powiększył

W Krościenku dołącza do nas Kaczor, więc już do końca będziemy wędrować we trójkę. Po długim podejściu na Lubań Wielki dochodzimy do nieczynnej od miesiąca studenckiej bazy namiotowej – jest już po sezonie.

Studencka baza namiotowa na Lubaniu Wlk. po sezonie

Schroniska gorczańskie, Turbacz, Stare Wierchy i Maciejowa, usytuowane są w zachodniej części masywu, za daleko, by dotrzeć do nich w ciągu jednego dnia. Na szczęście w połowie drogi między Krościenkiem a Rabką są w Studzionkach sympatyczne „Noclegi u Chrobaków”. W sezonie jest tu tłoczno, ale w październiku wolnych miejsc nie brakuje. Tutaj nad dużym talerzem gęstej, treściwej kwaśnicy zakończyliśmy kolejny dzień wędrowania.

„Noclegi u Chrobaków” w Studzionkach
Schronisko PTTK im. Władysława Orkana na Turbaczu

Następnego dnia spędziliśmy godzinę przy piwie w zatłoczonym, hałaśliwym schronisku na Turbaczu, ciesząc się, że nie musimy spędzać tu nocy. W Rabce zachodzimy do kościoła p.w. św. Marii Magdaleny, jednego z ładniejszych drewnianych kościołów na Podtatrzu. Zbudowano go w 1606 r. jako budowlę w stylu późnogotyckim. W kościele nieużywanym od 1923 roku znajduje się teraz bardzo ciekawe regionalne Muzeum im. Władysława Orkana, które liczy sobie prawie 90 lat.

GSB – część V – Beskid Żywiecki (Rabka Zdrój – Węgierska Górka) – 5 dni, 107,8 km, 4162 m ↑ mapa

Na szczycie Diablaka leży już śnieg. Będziemy tam pojutrze

Przed nami najwyższe partie Beskidów z Babią Górą (1723 m) na czele, wyższe są jedynie Tatry. Jest początek października, a na szczycie Diablaka widać już śnieg. Przewidując taką pogodę, wzięliśmy ze sobą miniraczki. W „Agroturystyce nad Bystrzanką” w Bystrej Podhalańskiej miejsc brak, ale na hasło GSB Iza (szefowa) udostępniła nam pokój swojej córki. Była też kawa, była szarlotka, sympatyczny „przegadany” wieczór i poranek.

Pożegnanie z właścicielami „Agroturystyki nad Bystrzanką”, Izą i Jasiem
Turystyczny schron w Wędźnie, jeden z wielu na trasie

Kolejne trzy noce spędzamy w pustawych w ciągu tygodnia schroniskach PTTK – na Hali Krupowej, Markowych Szczawinach i Hali Miziowej pod Pilskiem. W drodze na Krupową turystów z plecakami nie ma, są za to quady, buggi i skutery, a na nich podekscytowani kierowcy. Rozjeżdżają głębokie koleiny, bryzgają błotem na parę metrów i robią niemało hałasu.

Niełatwa droga na Halę Krupową
Poranek przed schroniskiem na Hali Krupowej

Wejście na Babią Górę zawsze robi wrażenie, szczególne w warunkach zimowych, przy temperaturze około 0 stopni i silnym wietrze. Ale osiągamy najwyższy punkt naszej czterotygodniowej wędrówki, więc toast jest niezbędny. Jedynie dłonie bardzo marzną po zdjęciu mokrych rękawic.

Z Markowych Szczawin wychodzimy w deszczu, który ma padać bez przerwy przez dwa dni, więc w schronisku zaopatrujemy się w gustowne, różowe peleryny. Zatrzymujemy się na przełęczy Glinne przy słowackim sklepie, jedynym na szlaku między Bystrą a Węgierską Górką. Rozgrzewamy się tuż obok, w słowackiej restauracji.

Schronisko PTTK Na Hali Miziowej o poranku

Beskid Żywiecki kończymy w Ośrodku Relaks w Węgierskiej Górce. Obiekt był zajęty, ale dla wędrowców GSB znalazł się sympatyczny pokój. W dodatku szef nie chciał pieniędzy za nocleg! Warto chodzić na GSB, by spotkać takich ludzi.

GSB – część VI – Beskid Śląski (Węgierska Górka – Ustroń) – 3 dni, 59,9 km, 2474 m ↑ mapa

Przed nami ostatnie pasmo górskie, ostatnie dni i ostatni akord wyprawy. Zaczynamy od długiego podejścia na Baranią Górę (1220 m), drugi po Skrzycznem pod względem wysokości szczyt w Beskidzie Śląskim. Na górze znajduje się kolejna wieża widokowa, na którą patrzymy bez żalu, przechodząc obok. Chmury i mgła zmieniająca się w mżawkę sprawiają, że wejście na wieżę okazuje się znów bezcelowe.

Kościółek na Stecówce

Po sześciu godzinach marszu robimy przystanek na gorący żurek na Przysłopie pod Baranią. Na Stecówce podziwiamy z sentymentem urodę drewnianego kościółka. Kolejny, w remoncie, znajdujemy na Kubalonce, po spędzonej tam nocy.

Kubalonka – zabytkowy drewniany kościół Świętego Krzyża z 1779 r.

Przemierzając Pasmo Czantorii i Stożka nieubłaganie zbliżamy się do mety. W sympatycznym schronisku na Stożku pijemy ostatnie wyprawowe piwo, a następnego dnia w stylowym i klimatycznym schronisku „Gościniec Równica” pozwalamy sobie na kieliszek czegoś mocniejszego.

Powoli dochodzimy do końca szlaku, jeszcze mała celebracja w „Gościńcu Równica

Po godzinie marszu w dół dochodzimy do tej czerwonej kropki – znaku końca (dla niektórych – początku) Głównego Szlaku Beskidzkiego. Tam już czekali Ania z Szymkiem oraz samochód Kaczora. Jeszcze tylko wspólne świętowanie w kawiarni, a na koniec mocny akcent – wyrzucenie naszych totalnie zużytych i dziurawych butów do kosza. Wracamy…

Białe kółeczko z czerwoną kropką w środku oznacza koniec naszego GSB. Dziś jest 26. dzień wędrówki. Czujemy radość, satysfakcję i wzruszenie

Podsumowanie techniczne: Przeszliśmy 585 km w większości w niepogodzie. Aby maksymalnie odciążyć nasze plecaki, celowo zrezygnowaliśmy z namiotu i sprzętu biwakowego. W trakcie wyprawy, korzystając z doświadczenia Wiewióry i za jej namową, robiliśmy akcję odchudzającą, zyskując co najmniej po 2 kg na osobę. A i tak miałem trzy rzeczy, których nie użyłem – miniraczki (dość ciężkie), polar, kurtkę puchową. Logistyczna pomoc w organizacji wyprawy Wiewióry i Adama, jak też Ani i Szymka nie do przecenienia.

Podsumowanie sentymentalne: Główna refleksja – wyprawa była dużo trudniejsza niż się spodziewałem. Nasze GSB to wiele dni marszu, często w niepogodzie, gdy w mokrych butach trzeba było pokonywać wielokilometrowe odcinki. Ale z drugiej strony satysfakcja z przejścia całej trasy jest ogromna i gdybym miał jeszcze raz decydować, iść czy nie iść, to poszedłbym bez wahania.

Nasze wspólne zdjęcie z Irkiem Matyskiem na Połoninie Caryńskiej

I jeszcze jedno – na trasie spotyka się niezwykłych ludzi. Szczególne uznanie dla Ireneusza Matyska, którego wielokrotnie mijaliśmy w Bieszczadach, a który przejście GSB połączył z Głównym Szlakiem Sudeckim.

Więcej zdjęć z wyprawy Główny Szlak Beskidzki 2025 jest tutaj

4 odpowiedzi do “Główny Szlak Beskidzki 2025”

  1. Gratuluję i zazdroszczę!
    Czuć klimat na zdjęciach…
    Mi w tym roku udało się przejść odcinki Bieszczadzkie GSB, ale nie mieliśmy szczęścia do pogody. Gdyby tylko mieć te 3-4 tygodnie wolnego… Ech, może na emeryturze…

    1. Spotykaliśmy ludzi, którzy na pokonanie GSB przeznaczali dwa tygodnie. Nie wspominam o rekordzistach, bo to już sportowe wyczyny. Nie mamy tyle siły, nie chcemy też walki o każdy dzień i każdy kilometr. Byli na szlaku tacy, którzy co roku wyznaczali sobie kolejny odcinek, by cieszyć się górami. I to bardzo szanuję.
      Co do emerytury – to dobry czas. Nie sądziłam, że może być taki dobry.
      Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *