Sezon „Narty biegowe 2021” z wielu względów nie był sezonem normalnym (wcześniejsze były opisane w relacjach z 2018 i 2019 oraz 2020 roku). Nasze perturbacje rodzinne nie pozwalały w pełni korzystać z uroków zimy. Ale na całym sezonie zaważyły przede wszystkim ograniczenia pandemiczne związane z Covid-19, czyli zamknięte hotele i pensjonaty, nieczynne wyciągi, zmieniona formuła zawodów . Na przekór pandemii zima w tym roku dopisała, dawno nie było tak dobrych warunków śniegowych zarówno w górach jak i na nizinach. Nawet w naszych okolicznych lasach mogliśmy pobiegać na nartach, co nie było możliwe od wielu lat. Oczywiście jak co roku wszystkie nasze aktywności narciarskie w trakcie sezonu kończył mocny akcent – bieg na królewskim dystansie 50 km podczas Biegu Piastów.
Narty biegowe 2021 w naszej okolicy
Luty w tym roku był wyjątkowy – mroźny i śnieżny, więc korzystaliśmy z dobrych warunków i zrobiliśmy kilka wycieczek narciarskich w naszych okolicach. Oczywiście ślad założony jednego dnia następnego był już zadeptany przez spacerowiczów lub rozjechany przez quady i samochody. Ale najważniejsza była i tak możliwość narciarskiej zabawy w lesie. Najambitniejszym zawodnikiem był Andrzej, który w turkowskich lasach biegał kilkanaście razy. To pewnie się przełożyło na jego świetny wynik na Biegu Piastów.
Narty biegowe 2021 – pierwszy raz w Jakuszycach
Pod koniec stycznia udało nam się wyskoczyć na trzy dni do Jakuszyc, aby korzystać ze świetnych warunków śniegowych i doskonale przygotowanych tras dla biegówek. Państwo Srokowie rozwiązali problem ze zorganizowaniem noclegu, użyczając nam swojego mieszkania w Szklarskiej Porębie. Przez weekend przejechaliśmy na nartach ponad 70 km, dobre warunki śniegowe panowały w całym rejonie, z Jakuszyc dało się dojechać na nartach pięknie wyratrakowanym śladem do Szklarskiej – czyli do Stacji Huta, do „Chaty Robaszka” czy też „U Rumcajsa”. Pandemia zmieniła w tym roku sytuację na trasach, zatłoczonych z powodu zamkniętych wyciągów. Liczni spacerowicze z dziećmi, sankami i jabłuszkami wylegli na szlaki biegowe, czym nie poprawiali bezpieczeństwa.
Narty biegowe 2021 w Bielicach
Ostatnim etapem przygotowań do Biegu Piastów był wyjazd w Góry Bialskie i jazda na pięknie wyratrakowanych trasach pogranicza polsko-czeskiego. W to miejsce przyjeżdżamy już od kilkudziesięciu lat, ale takich warunków nie było nigdy. Lata temu, gdy spadł śnieg, to nie było ratraka, później był ratrak, ale już nie było śniegu. Teraz na miłośników nart biegowych czekały przygotowane wszystkie polskie trasy, tworząc razem z czeskimi, zawsze ratrakowanymi, rozległy teren do uprawiania tej dyscypliny. W Bielicach wąskim gardłem jest leśna, kręta i dziurawa droga dojazdowa prowadząca do parkingu na polanie przy początku tras. Tak jak i w Jakuszycach spotykaliśmy tutaj ludzi, którzy mieli pierwszy raz narty biegowe na nogach. Taki to efekt zamkniętych stoków. Przez jeden krótki weekend przejechaliśmy ponad 80 km po doskonałych śladach, niestety w mrozie poniżej -10 stopni.
Narty biegowe 2021 – Bieg Piastów, dystans 50 km
Dla mnie to już siódma z kolei pięćdziesiątka na Biegu Piastów. Ze względu na pandemię została zmieniona formuła zawodów. Zamiast startu wspólnego konkretnego dnia, biegło się indywidualnie wybierając jeden z kilku określonych przez organizatorów dni. Bramki pozwalały na rejestrację czasu, był serwis fotograficzny i punkty żywieniowe. Należało tylko zainstalować aplikację typu tracker, aby zarejestrować swój ślad. Wybraliśmy piątek 5 marca, aby uniknąć weekendowych tłumów. W tym roku nasz team był nieco okrojony: ja, Ola, Adaś, Kaczor, Andrzej i Kuba (Mikuś). Mariola ze względów rodzinnych i zawodowych nie zapisała się, ale później bardzo tego żałowała. W przeddzień jedynie kilkanaście kilometrów rozgrzewki, później w pensjonacie pasta i odrobina wódeczki. Takie mentalne przygotowanie to wysiłku następnego dnia.
W piątek od rana patrzymy z niepokojem na pogodę za oknem. Śnieg padał w nocy, pada dalej rano, czasem poziomo. Trasy są ratrakowane do godziny 8 rano, więc spodziewamy się, że zostaną z lekka przysypane śniegiem. W drodze do Jakuszyc jedziemy w wilgotnej mgle, morale słabe. Na starcie -6 stopni, odczuwalna dużo niższa. Na szczęście przetarło się i w rezultacie pogoda była dobra, a przede wszystkim śnieg był całkiem nośny. Zakładamy narty, uruchamiamy aplikację, żółwik z resztą ekipy z życzeniami „powodzenia” i ruszamy. Spotkamy się dopiero na mecie.
Wiedząc, że ilość punktów żywieniowych została w tym roku ograniczona, zabrałem do nerki trochę picia i żele wzmacniające. Zupełnie niepotrzebnie, to, co dostałem na trasie wystarczało, a mnie było szkoda czasu na wyciąganie ich z nerki. Dzień był mroźny, od czasu do czasu prószył śnieg, temperatura odczuwalna pewnie jakieś -10. Ślady lekko przysypane śniegiem, który był całkiem nośny.
Cała ekipa pognała do przodu, tylko z Olą się mijaliśmy i wspieraliśmy, raz ja prowadziłem, raz ona. Spotykaliśmy się na wszystkich punktach żywieniowych, ale z ostatniego Ola pognała do przodu i już jej nie dogoniłem. Na mecie była cztery minuty szybciej. Cóż, młodość! Na usprawiedliwienie muszę dodać, że zmagałem się z zapaleniem zatok i uwierającym prawym butem.
Na mecie czekał na nas Adaś (pierwszy skończył) i każdemu wręczał medale, które odebraliśmy dzień wcześniej w pakietach startowych. Mimo, iż byłem ostatnim z ekipy, jestem bardzo zadowolony ze swojego rezultatu – czas 5:41 jest moim drugim z najlepszych wyników we wszystkich siedmiu startach. Czegóż chcieć więcej, do założonej przeze mnie górnej, dopuszczalnej granicy czasowej – 7:00 h jest jeszcze daleko. Wieczorem po biegu długo siedzieliśmy przy wódeczce i whisky, celebrując ukończenie tego narciarskiego maratonu. Opadło napięcie i mimo że w Izerach zima jeszcze w pełni, my już myślimy o następnym sezonie narciarskim.